O co chodzi? Czytam bloga. Pięć lat temu miałam więcej do napisania. Świat przestał mnie dziwić, wzrosła mi tolerancja, spadło zainteresowanie czy przestałam się zastanawiać? Chciałoby się coś napisać, ale nie ma o czym. Mam wrażanie, że wszystko zostało napisane. Kolejne piwo otwarte, popcornu ubywa, a myśli ani trochę więcej. A może ta wygoa rozleniwia. Wymarzona praca, kochany i kochający człowiek na wyciągnięcie ręki, brak obowiązków i jednocześnie wysysaczy pieniędzy, w postaci potomków, żyć nie umierać. Tylko ścieżka dźwiękowa do życia jakaś chujowa. Nie czaję tego wow na discopolo, ESKĘ i RMF. Łykają tą papkę i trochę bardziej wysmakowanych też tym karmią na siłę. A później jeszcze Ameba powie, że samo się włączyło, a ona nie słucha takiej muzyki. Płakać się chce. Ja fajkami niekogo na siłę nie truję, więc czemu mnie trują swoim brakiem dźwiękowej estetyki? Huh. Wyrzygałam smuty.
Nie lubię jak ktoś pieprzy mi w głowie. Nieważne czy świadmie, czy nie. Nie rób tego. A jeżeli w perspektywie mam czekanie w nieskończoność, to szczeniaczek jest kuszący, nawet jeżeli ma już właściela.
Podobno sprawiam wrażenie wyniosłej.