wszystko dzieje się tak szybko.
potrzebuje dużo siły, a już jej zupełnie nie mam.
wszystko we mnie umarło.
?
wszyscy bliscy ode mnie odchodzą lub starają się odsunąć.
i co z tego kurwa że udaje twardą.
że mówię że nic mnie to nie obchodzi - a w środku wszystko pęka z bólu.
jestem chodzącą, tykającą bombą i szukam pretekstu żeby zalać się łzami.
nie liczę nawet że ktoś mnie zrozumie.
ja...
już chyba na nic nie licze.
mam ochotę rozpłynąć się w totalną nicość i przeczekać najgorsze.
dziękuje, dobranoc.