Witam po długiej przerwie. Może wypadek, o którym pisałem ostatnio, był przyczyną zniechęcenia do fotobloga, może natłok obowiązków służbowych, a może brak odpowiednich zdjęć...
W sobotę wróciliśmy z E. ze spływu kajakowego po Pojezierzu Brodnickim. Było cudownie, pomimo, że od poprzedniej naszej wyprawy wioślarskiej minęło już 13 lat. Towarzystwo, z którym mieliśmy okazję spędzić 4 dni, okazało się bardzo sympatyczne i życzliwe, choć starsze od nas. Były jednak 2 wyjątki wiekowe – 7 letni Maciek oraz 4 letni Daniel. Chłopcy dzielnie znosili trudy wycieczki: upał, natrętne insekty i spartańskie warunki biwakowe. Rekompensowali sobie doznane „cierpienia” kąpielami w czystych wodach Bachotka, Zbiczna, czy Cichego. Nasze A. i L. pozostały pod opieką cioć M&M, bo obawialiśmy się, że nie przetrwałyby tak długiego spływu. Jeśli jednak Bractwo Wodniaków zorganizuje krótszą, weekendową imprezę kajakową, z pewnością zabierzemy na nią obie pociechy.
Co urzekło nas, dorosłych w tym spływie? Jest jeden, magiczny czynnik towarzyszący zawsze wyprawom na skraj zasięgu cywilizacji – całkowite oderwanie się od codzienności, ze wszystkimi jej obowiązkami, troskami i przerażającymi doniesieniami. Człowiek, zdany na siły własne oraz garstki kompanów, staje się na kilka dni częścią innego świata. Może prymitywnego, pozbawionego wielu wygód i męczącego, ale oferującego w zamian spokój, psychiczny wypoczynek, czyste powietrze i urzekające krajobrazy. Bezcenne.