Kolejne 5000 znakow może teraz się zmieszcze...
Przenikalismy bardzo szybko. Czasu było coraz mniej. Na naszej drodze pojawialy się kolejne przeszkody... rzeka – obeszlismy ja malym lukiem – taplanie się w lodowatej wodzie przy temperaturze zewnetrznej ponizej 0 gdy posiadamy skape wyposarzenie uniemozliwiajace nam dzialanie w takich warunkach jest to samobojstwem. Po jej minieciu wyrosla przed nami laka idealnie oswietlona przez pobliska fabryke. Było nas zaledwie 3. rozposcieranie bricka, diamentu, bądź jakiegokolwiek innego szyku pozwalajacego na pokonywanie otwartych przestrzeni w miare bezpieczny sposób, było bezsensowne. Dlatego utworzylismy szereg z 6-9m odstepami. Dzieki wczesniejszemu maskowaniu - które mimo przedzierania się przez roznorakie chaszcze zachowalo się w dosc duzym procencie – przeszlismy niezaowazeni. Kolejno 2m mur betonwy. Chlopaki po mnie przeszli bez wiekszych problemow ale zapomnieli ze wypadaloby na sam koniec jeszcze mnie na gore wciagnac... jakostam się podciagnalem ale stracilismy parenascie sek. Przed nami pojawil się lasek... niby latwy do przejscia gdyby nie to ze stanowily go mlode drzewka posadzone w cholernie malych odstepach. Natomiast i z tym poradzilismy sobie wmiare szybko. Po lasku pozostal tylko 100m plac... z racji braku ludzi pokonalismy go dosc wolno bez zakladania stanowisk ogniowych. Gdy wreszcie podeszlismy do sciany jednego z budynkow prywatnych przedsiebiorstw poczulem pomyslalem tylko jedno ‘wreszcie do cholery mamy jakakolwiek oslone’. Nastepne minuty były już tylko poruszaniem się wzdluz scian w strone 1 obiektu – wiezy kwasow. Wreszcie... jest! Udalo się mamy do niej czyste podejscie. Nasza grupe dzieli od niej zaledwie 15m. Jest wrecz na wyciagniecie reki. Podchodzilismy bardzo powoli. Tu już nie moglismy narazic się w żaden sposób na wykrycie. Mielismy tylko jedna droge ucieczki prowadzaca dodatkowo przez podworka jakis przedsiebiorstw fabryk magazynow ect. Gdy dotarlismy pod wieze wypowiedzialem pierwsze slowo od wejscia na teran glownego zakladu ‘oslona’... Zerwanie bialo czerwonej tasmy blokujacej wejscie (widniala nad nia tabliczka ‘zakaz wstepu grozi zawaleniem’ i wrescie ... jestem w srodku! Trzymajac w rece czarna kostke z napisem tnt (trinitrotoluen) policzylem do 10. Zazwyczaj tyle wystarcza na uzbrojenie ladunkow wybuchowych. Ruszylismy dalej. Przed nami pojawil się 108m komin. ‘c..... do mnie’ gdy operator charlie podszedl otrzymal polecenie ‘polnocna sciana tnt’. Dobrze wiedzial co robic to było tylko przypomnienie. Tym razem ja z operatorem alpha pozostalismy przy oslonie. Po krotkiej chwili ruszylismy dalej. Do ostatniego obiektu – warzelni. Najszybsze jakie tylko moglo być wyjscie po starych schodach w calkowitej ciemnosci poprzedzilo wjscie do jej glownej czesci. Tym razem operator charlie pozostal przy oslonie. W tym budynku musielismy zalozyc 6 ladunkow niezbedne były dzialania min 2 operatorow. Poruszalismy się po 2 stronach gotowi do ostrzalu ogniem krzyzowym. W pewnym momencie poczulem się dosc hmmm niepwenie spojzalem pod nogi... moja stopa tkwila 0,5cm od jakiejsc dziury w podlodze... a pod nia 15m wonej przestrzeni... Za pomoca znakow patrolowych ostrzeglem drugiego operatora przed tymi specyficznymi niespodziankami. Ruszylismy dalej ze znacznie wiesza ostroznoscia. Wszystkie ladunki zostaly zalozone bez zadnych problemow. Wtedy po raz pierwszy uzylem lacznosci (wywiad radiologiczny stanowi spore zagrozenie należy unikac kontaktu poprzez lacznosc radiowa) każdy uslyszal jedynie komunikat ‘zadanie wykonane ewakuacja’. W tym momencie poczulem się cholernie szczesliwy - mimo masy problemow gdy praktycznie patrol miał zostac przerwany przez brak dogodnych warunkow do podejscia, pomimo baku ludzi, zmeczenia, braku snu, niedoboru w sprzecie koniecznym do tego typu zadan – udalo się. Odwrot przebiegal bardzo sprawnie. Gdy już dotarlismy w miejsce gdzie oczekiwaly na nas plecaki, po degustacji wspanialej na ow czas wody mienralnej, ruszylismy w droge powrotna. Oczywiście poruszalismy się ‘naszym tepem’ przez co na miejscu ewakuacji byliśmy 2h przed czasem. Na koniec jeszcze kilkudziesieciometrowe wycofanie i ostatnie chwile wgetacji w terenie. O godzinie 4.25 na polnovcnym wezle komunikacyjnym w legu tarnowskim pojawij się bialy chrysler voyager. To był nasz transport. Rowno z wejsciem do jego wnetrza konczylo się nasze zadanie. Wymarznieci glodni niewyspani brudni z resztami maskowania na plecach i glowie ale szczesliwi - zrozumielismy co na polu walki może znaczyc trojka slabo wyposarzonych srednio wyszkolonych ale dobrze zgrancyh ludzi.
To tyle chyba ;p
A fotka to kamizelka do taktyki czarnej (stricte at) oraz mój ukochany gloczek 17 i pistolet maszynowy klasy mp5 (a3tlf) którzy zawsze mi towarzysza podczas takich wypadow :D
Ehhh bursztynek może jakakolwiek podpowiedz odnosnie twoich danych osobowych ??