-Matka 2-3 zgłoś się... Odbiór, Matka 2-3 zgłoś się...- powtarzałem wciąż do radia taktycznego.
-Tu Matka 2-3, potwierdź swoją tożsamość, odbiór- usłyszałem znajomy głos, mówiący znaną już mi śpiewkę, wręcz ją recytując.
-Tu sierżant major Rodney O'Donnel a.k.a Blackwatch z drużyny Blade 1-0, odbiór.
-Tożsamość potwierdzona. Proszę podać raport sytuacyjny, odbiór.
-Cel został zlikwidowany, potwierdzone trafienie z odległości 800 jardów. Zmierzamy w górę rzeki do punktu ewakuacji, jak mnie zrozumieliście Matka 2-3, odbiór?- Odpowidziałem spoglądając jeszcze na notatki spisane przez mojego obserwatora.
-Cel zlikwidowany, odległość 800 jardów, udzielam zgody na wyruszenie w kierunku punktu ewakuacji, zachowajcie szczególną ostrożność, odbiór.
-Zrozumiano, Blade 1-0 bez odbioru.- Zakończyłem standardową procedurę, poczułem ulgę gdy dotarło do mnie, że właśnie wykonałem kawał dobrej roboty.
Razem ze swoim przyjacielem z drużyny znajdowałem się w Mosul, w południowym Iraku gdzie właśnie zakończyliśmy część naszego zadania i właśnie mieliśmy się zacząć wycofywać... Oczywiście zawsze coś musi pójść nie tak...
Zaczęło się to...
13 marca 2010 roku, w porannym mroku spowijającym Mosul, miasto w Iraku, Wendigo i ja czołgaliśmy się nad występem muru oporowego i wspięliśmy się na szczyt ośmiokondygnacyjnej więży. O tej porze ludzie już krzątali się, mimo tego że było to wcześnie rano. Znajdowaliśmy się w bardzo biednej, pochłoniętej narkotykami i innymi tego typu gównami dzielnicy. Kobiety, męższczyźni i dzieci załatwiali swoje potrzeby na ulicach, czuć było woń rozpalanych ognisk, które zapewne podsycane były wszystkim co tylko nadawało się na opał. Na ogniskach zaś grzały się wielce skąpe racje jedzenia, które i tak pewnie ciężko było zdobyć. Rządził tu miejscowy król narkotyków Ahid bin Sulah, doskonale wiedział jaką władzę daje mu kontrola nad dostawami żywności. Za każdym razem gdy musiałem patrzeć jak małe dziecko umiera z głodu, winiłem Ahida za to, że w tak okrutny sposób wykorzystał władzę, przechwytując pomoc żywnościową.
Wieża na której się znależliśmy, znajdowała się pośrodku bazy wojskowej. Choć tak naprawdę byli oni poniekąd naszymi wrogami, to byli profesjonalistami i w walce z tymi szujami jakimi byli handlarze narkotyków i jakby tu nie patrzeć okupatorzy tej dzielnicy, okazywali nam szacunek. Kiedy przychodziła pora herbaty, urocza mała dziewczynka zawsze przynosiła nam po filiżance, patrzała na nas z tak wielkim podziwem, aż cięzko to sobie wyobrazić. Gdy wczołgaliśmy się na zewnętrzną krawędź wieży, widzieliśmy miasto rozpaczy. Przygarbieni Irakijczycy snuli się po ulicach ledwie włócząc nogami. Przymierali głodem a na ich twarzach malowała się bezradność. Bezradność okrutnie śmierdzi.
Dokładnie obliczyłem odległości do niektórych budynków. Kiedy oddaje się strzał snajperski należy wziąć pod uwagę- wpływ wiatru na odchylenie toru pocisku oraz kąt podniesienie lufy. Ponieważ prawie nie było wiatru, który mógłby znieść mój strzał, nie musiałem brać poprawki na wiatr. Kąt podniesienia lufy jest ciągłą zmienną, trzeba ją ciągle dostosowywać do zasięgu i odległości do celu. Mój cel znajdował się na odległości od balkonu- 700 jardów- do tarasu z tyłu domu- 820 jardów- ustawiłem celownik optyczny na 760 jardów, w ten sposób mogłem po prostu trzymać karabin mniej lub bardziej podniesiony, w zależności od faktycznej odległości. Kiedy zacznie się przedstawienie nie będzie czasu na korygowanie celownika między poszczególnymi strzałami.
Obserwację rozpoczeliśmy o 5.00. Odgrywałem różne scenariusze w głowie gdy czekaliśmy na sygnał od naszego agenta: jeden przeciwnik w jednym miejscu, potem drugi w drugim i tak dalej, celowałem, nawet symulowałem pociągniecie za spust, wliczając w to całą procedurę oddechu i wydechu, potem symulowałem przeładowanie i wracałem do obserwacji. Już wiele razy strzelałem, wnajróżniejszych warunkach, w mieście, na bagnach, w lesie. Nasi trenerzy zawsze mówili "im więcej potu na treningu tym mniej krwi na polu bitwy". Naszym zadaniem było zapobieganie przeciekania naszych kumpli od szturmówki.
7.55, sygnał od informatora, wany podjeżdżające pod budynek, zaczęło się...