nie pragnę słów, wzrokiem do mnie mów..

kawa, książki, czerwony koc. standart. choć po wczoraj kofeiny nie tknę.
miałam dziś być tam, z Nimi, jednak nie mogło być tak pięknie.
brzuch nie dał mi oddalić się za próg domu..
jeszcze trochę daje o sobie znać, ale ignoruje jego sygnały.
jutro znienawidzony przeze mnie czwartek.
chyba zainwestuję w koszulkę z napisem 'i hate thursdays!'
i w będe w niej paradować w czwartki. niezłe, co? :)
rozpoczynamy fizyką, kończymy historią, genialnie.
na szczęście znalazłam chwilę dla siebie, długi prysznic,
paznokcie doprowadzone do przyzwoitego stanu,
więź z fizyką dalej na plusie, materiał opanowany.
żebym tylko jutro nie wylądowała przy tablicy
na matemtyce - a będe gwarantuję, że będe przeszczęśliwa.
obawiam się, że moje umiejętności w ekspresowym tempie
okazały by się nikłe. za dużo nerwów, a przecież teraz
śmiało mogę rozwiązywać zadanie. jakie to beznadziejne, ej.
czas na zieloną herbate i położe się o przyzowitej godzinie - obiecuję!
marzę o trzynastej pięćdziesiąt pięć. przytulę ją, siedem godzin
katorgi będzie za mną.. everthing gonna be all right!