i po kolejnym tygodniu
po ok. 40 dniach wrócił mi okres,
a razem z nim koszmarne napady jedzenia.
rzecz jasna, analizując tydzień, muszę przyznać,
że spokojne 3h spędziłam wisząc nad kiblem
ze szczoteczką... w gardle.
zaraz zabieram się za ćwiczenia,
bo dzisiejsze dwie kanapki na obiad były jakimś absurdem.
nauczyłam się wymiotować kiedy moja współlokatorka jest w mieszkaniu
w rodzinnym domu jednak, ta sztuka jest niedoopanowania
jutro sądny dzień
liczę na...
a zresztą, zobaczymy jutro :)