ktoś zapukał do drzwi...
- Wejdź. - Powiedziała, kuląc się na parapecie.
Weszła.
Było ciemno... Pokój oświetlała tylko jedna jedyna świeczka, którą Ona trzymała w dłoniach. Płomień oświetlał jej twarz, lekko rozchylone, wilgotne usta, i oczy... puste oczy.
- Uważaj... leży tam.
- Co?
- A nic... to tylko słowo.
- Aha... a jakie?
- "obiecuję".
- Och...
Obeszła słowo uważnie, tak, aby go nie zranić... Słowa są przecież takie delikatne...
- A co mu się stało?
- Umarło...
- Ojej...
- Nie przejmuj się. - powiedziała z delikatnym uśmiechem w którym było całe zimno jej oczu. - Nie pierwszy raz... Już się chyba przyzwyczaiło... Ciągle je ktoś uśmierca... Zapaliłam mu świeczkę... Chcesz też zapalić?
Podeszła do Niej, wzięła zapałki i zapaliła małą, okrągłą świeczuszkę. Podeszła do miejsca, w którym leżało słowo. Światło płomyka padło na nagrobek i udało jej się przeczytać:
Tu leży obietnica
Niech spoczywa w spokoju.
...
Do następnego razu...
[i]to uciekaj... byle gdzie
i nie patrz na nikogo
a jak znajdziesz szczęście to bedzie znaczyć że to jest Twój sens i tam zostań
a jak nie to szukaj dalej tego... miejsca. [/i]