Nie przepuścił jej przodem nie dlatego że nie był gentelmanem, ale zeby sprawdzic czy "teren jest czysty". Poza tym wchodząc pierwszy wziął od niej plecak i koc. Długo i często musiał piłowac w ostatnim tygodniu kłódkę, ale warto było. Godzina dwudziesta, dach na Curie, letnie późne popołudnie. Powietrze pachniało pięknie. Gdy usiedli już na kocu spytała:
- Pięknie tu. Orginalny jesteś że mnie tu zabrałeś.
- Popatrz lepiej w dół. - Powiedział po czym na kucaka podszedł do krawędzi bloku. Widział ludzi grających w piłke i splunął.
- Oj nie rób tak. Boję się. - Zajęczała Ona. Spodobało mu się to w duchu. Ale położył się obok niej.
- A ja lubie jak się o mnie boisz. - Po czym pocałował ją.
Leżeli w bezruchu patrząc w niebo. Póżniej oparli się o komin i pokazywali sobie punkty na horyzoncie. Tracące już ciepło promienie słońca oplatały Zabrze zostawiając na budynkach pomarańczowy blask.
Tam są hałdy w makoszowach... Nie bo w rybniku... A tam mieszka Siwy... A tam jest stadion... A tam Gliwice... A tam Ruda Śląska... A tam Biskupice.... A tam obok huta... A tam kopalnia...
- Pieknę jest te nasze Zabrze - Westchnęła. On wstał i wyciągnał dwa piwa z plecaka. Otworzył obie butelki o komin, jedna dal jej, z drugiej pociagnal lyk. Trzymając Lecha pomiędzy palcem wskazując a środkowym, jak to ma w zwyczaju, przechadzał się po dachu.
- Kiedyś wyjadę stąd. Zabiorę cię że sobą i wyjadę.Gdzieś daleko. Co ty na to?
- Mówiłeś że kochasz Zabrze. Że jesteś dumny z bycia ślązakiem. A teraz co?
- Kocham Ciebie. Ciałem będę z tobą, a duszą tutaj. I wszyscy są szczęśliwi... - Zanucił meczową przyśpiewkę.
- Ja ciebie też. Za to że jesteś inny niż twoi koledzy. Widzisz coś poza te cztery bloki.
- Nie przesadzaj. - Wiedział że nie lubi jego kolegów więc nawet nie zaczynał się z nią kłócic.
- Pojedziemy gdzieś i co? I co dalej?
- A co za różnica? Nie wiem co będę miał. Ale nie obchodzi mnie to jeśli będę miał ciebie.
- Zabrze już mniej kochane?
- To już nie jest to same Zabrze. Zabrze się zeszmaciło. Większosc hut i kopalni pozamykane. Zaborze i Maciejów rozjebali (skrzywiła się na przekleństwo) żeby zbudowac jakies drogi. Zamiast podwórek, placów zabaw i boisk stawiają parkingi. Mało kto umie po śląsku. A kiedyś w szkole trzeba było się przyzwyczajac do polskiego. - Mówiąc to przystanął na chwilę i wyrzucił pustą butelkę do komina. Poczekawszy na trzask szkła kontynuował monolog. - Górnik Zabrze to już nie ta sama drużyna sprzed lat. Tramwaji też jest mniej niz kiedys. Gołębiarzy też już nie ma. Nie mówiac już o...
Przytuliła się do niego od tyłu. Zaszeptała do ucha:
- Nie przesadzaj. - Splotła dłonie z jego dłońmi. Zakryła go częściowo swoimi blond włosami - Wszystko się zmienia. Nie powstrzymasz tego.
- Ty się nie zmieniasz.
Pocałowali się. Leżąc czekali na noc. Popatrzyli jeszcze w chwilę w gwiazdy i musieli się zbierac.