Cholerna huśtawka nastrojów. Budzę się szczęśliwa, przepełniona życiową energią a chwilę później jedyne na co mam ochotę to zaszyć się pod kołdrą otoczona świętym spokojem.
Zasrany perfekcjonizm ukierunkowany w złą stronę zatruwa mi życie. Drobny błąd nie jest w stanie zniweczyć całego planu, a ja mając tę świadomość cofam się do początku, jak gdyby automatycznie.
I myślenie, tak.... myślenie mnie zabija. Natłok myśli poruszających kwestie od tych najbardziej przyziemnych aż po niewyjaśnione, skutkuje stagnacją. Stoję w tym samym punkcie, bo wiecznie powielający się wniosek pozbawia mnie chęci do robienia czegokolwiek. A przecież chcę, chcę się stąd wydostać.
Nie potrafię docenić tego co mam i wątpię, bym kiedykolwiek zaznała szczęścia, mając takie podejście podejście, którego nie potrafię zmienić, którego całą sobą nienawidzę.
I może mam coś, lecz to co mam to wciąż za mało