niedawno ktoś zauważył, że posiadam kilka ludzkich cech. nie będę zresztą ukrywał, że mam takowych więcej.
na przykład przeciwstawne kciuki. albo parzystą ilość kończyn chwytnych.
i w ogóle nic, co ludzkie nie jest mi obce.
chociaż po głębszym zastanowieniu, muszę uczciwie przyznać, że w zasadzie to prawie nic. bo są rzeczy które są mi obce, a nawet wstrętne.
czyżby to oznaczało, że nie jestem do końca człowiekiem..?
przerażony tą perspektywą zdecydowałem się na dogłębne zbadanie sprawy.
jak jednak ustalić kryteria..?
sięgnąłem więc po klasyków. którzy, jak na klasyków przystało, po raz kolejny mnie nie zawiedli dostarczając informacji, że żaden człowiek nie jest wyspą.
dyskretnie rozejrzałem się na boki, by z ulgą zaobserwować zdecydowany i kategoryczny brak otaczających mnie mórz, oceanów tudzież akwenów śródlądowych. dokładniejsza obserwacja wykazała też zupełną nieobecność igrających u mych wybrzeży delfinów lub innych ssaków wodnych. ryb zresztą też jak na lekarstwo.
dla pewności sięgnąłem jeszcze po atlas, by z ulgą stwierdzić brak jakiegokolwiek podobieństwa do takich np. Wysp Brytyjskich, ze szczególnym uwzględnieniem Irlandii, do której podobny nie jestem ani trochę.
tak więc naukowo udowodniłem, że jestem człowiekiem.
a że jestem nadludzko przystojny..?
no cóż, w końcu nikt nie jest doskonały..
M.