Było wtedy nader ciekawie, spędziłam tam sporo czasu. Dopiero po jakichś dwóch godzinach przestałam czuć zimno na całym ciele. Po trzech nie pamiętałam już, że jestem w posiadaniu jakiegokolwiek ciała.
Zdążyć przed zachodem słońca, tyle chciałam, bo jednak nie potrafię uwierzyć, że nikt nie zechce napaść na mnie i udusić w tym miejscu, jeśli nadarzy się ku temu okazja. Chciałam jeszcze zrobić jakieś znośne zdjęcia ptakom, mimo braku odpowiedniego obiektywu. To nie wyszło.
Trzymamy się, jak na swe wspomnienia, doskonale.
Trzymamy się od swoich wspomnień daleko, jak najdalej.
W domu, parę godzin później, powoli tracę świadomość na kręcącym się w kółko fotelu o wywalonych na wierzch wnętrznościach. Word 2007 wtrąca się delikatnie z pytaniem, czy zapisać zmiany. Odpowiadam mu, że nie trzeba.
Spać mi się chce.