Właściwie to ja przecież lubię chodzić do pracy (zauważcie wyrażenie: chodzić do pracy, nie pracować). Cóż mi się to stało w te wakacje, że taki mam ciężki powrót? Chyba zbyt Przyprawowe były. Człowiek teraz nie może znieść myśli o tym, że spędzi cały dzień w murach. To już Córunia mniej narzeka. Dnia pierwszego września roku pamiętnego wzięłam dziecko za rączkę i zaprowadziłam do szkoły. I dziecko (lat 16) nawet nie protestowało! Była chyba ciężko przerażona. W kółko recytowała mantrę JA CHCĘ DO DOMU. To ciekawe, jak historia się powtarza. Ja też tak miałam. Tyle że nie idąc do liceum, a wychodząc za mąż. Wesele ledwo się zaczęło, a ja już do mamy:
- Mogę iść do domu?
No co, ja tłoku, hałasu, gwaru, ścisku i w ogóle imprez nie lubię - wiadomo, że rozbolała mnie głowa :)
Niestety mama powiedziała, że nie. Zero litości po prostu
Wracając do Córuni, doczekałam z nią do momentu, gdy wszyscy zostali poproszeni na salę gimnastyczną i pojechałam do pracy. Dzwonię dwie godziny później i pytam, jak było. Zupełnie innym głosem:
- Fajnie. Dyrektor strasznie nudził z kartki, a po nim był facet z jakiejś akademii i chyba godzinę gadał, a potem poszliśmy do klasy. Wychowawczyni fajna. Kazała mi siąść w pierwszej ławce.
Dnia drugiego opisała mi dokładnie wszystkie lekcje po kolei (nie powiem, żeby to nie wzbudziło moich podejrzeń, bo zawsze była najbardziej wylewna w szczegółach po... wagarach) i nagle:
- Wychowawczyni jest całkiem inna. Tęsknię za tamtą. I za moją klasą.
Nosz. Przypominam, że gimnazjum nie cierpiała, o klasie nie wspominając. Ale to tylko taki nagły atak nostalgii za tym, co było. Ogólnie jest dobrze.
A my kontynuujemy historię koletek w Krakowie.
Jak Jackuzzi słusznie zauważył, Dzieciątko Koletańskie znajduje się obecnie u sióstr bernardynek w kościele św. Józefa przy ul. Poselskiej, ale kiedyś było ozdobą klasztoru koletek na Stradomiu.
Jest to niewielka drewniana figurka, która przypłynęła do Krakowa... Wisłą. Akurat zaplątała się w jakieś przybrzeżne zarośla na wysokości klasztoru koletek, więc siostry zabrały ją do refektarza i umieściły w ołtarzu. Figurkę Jezusa ubranego w królewskie szaty otoczono wielką czcią, a wkrótce zaczęły się za jej sprawą dziać cuda.
Oto na przykład podczas potopu szwedzkiego spłonął klasztor, ale ocalał właśnie ołtarz z Dzieciątkiem Koletańskim. Szwedzi chcieli urządzić tam stajnię, więc polecono jednemu z żołnierzy wyrzucić figurkę do wody - na próżno, bowiem przylgnęła ona do jego ręki. Legenda mówi, że zjawił się pewien Żyd, który wywęszył tu interes i za drobny pieniądz odkupił figurkę od Szweda. Potem zaniósł ją do klasztoru św. Józefa i sprzedał tamtejszym siostrom za dziesięciokrotnie wyższą sumę. Zwiedziały się o tym koletki i zażądały zwrotu figurki, ale bernardynki ani myślały spełnić ich prośby. Wówczas w nocy ukazał im we śnie się Pan Jezus mówiąc: "Córki moje, jeśli Mnie nie oddacie tam, kędy Mnie się miejsce upodobało, tedy wszystkie ciężko zachorowawszy wymrzecie". Zaraz też zakonnice ciężko zachorowały. Rano, nie czekając dalszych następstw, ubrano odświętnie Figurkę i w uroczystej procesji ze świecami siostry odniosły ją do klasztoru koletek. Wtedy chore bernardynki wyzdrowiały.
Po zniesieniu klasztoru Dzieciątko trafiło z powrotem do bernardynek wraz z ostatnimi dwiema koletkami. Od tej pory odbiera cześć w tamtejszym bocznym ołtarzu. Tzw. "woda Dzieciątkowa" jest już od dawna używana przez czcicieli Dzieciątka Jezus z często cudownym skutkiem. Otrzymuje się ją przez zanurzenie Figurki w zwykłej wodzie. Cudowną wodę podobno można otrzymać na furcie klasztornej.
NO A JAKIE JESZCZE MAMY W KRAKOWIE CUDOWNE WIZERUNKI?
JAKŻEŻ TO WISŁA PŁYNĘŁA, ŻE KOŁO KOLETEK BYŁA?
Z uporem maniaka wracam do pytania O TO, CO ZNAJDUJE SIĘ OBOK DAWNEGO KLASZTORU KOLETEK. CO TO ZA OBIEKT SPORTOWY I Z KIM ZWIĄZANY?
Extra pytanie, które nasunęło mi się po komentarzu D0lphin: JAKA LEGENDARNA BOHATERKA TEŻ PRZYPŁYNĘŁA WISŁĄ I DOKĄD?
Na resztę pytań odpowiedzieli Krakawisko, Saxony3, Przewodnik, Nadjam, Prooban i Deodatokrk.
PS. Żebym nie zapomniała napisać o żarówkach!