Pisze [b]Krystyna Jabłońska[/b] w [b][i]Ostygłych emocjach[/i][/b]:
Na kilka dni przed Wigilią Rynek zamieniał się w las pełen wspaniałych jodeł i świerków. Wrażenie lasu było tak sugestywne, że któregoś roku jeden z zapalonych myśliwych urządził tu całkiem serio [b]polowanie na zające[/b].
Pamiętnikarze wymieniają parę nazwisk słynnego w swoim czasie myśliwego.Najczęściej jednak wskazują na ucznia Stanisława Tarnowskiego, [b][i]doktora Jerzego Denkera[/i][/b], ziemianina i świetnie zapowiadającego się poetę. Był on zaprzyjaźniony z czołowymi twórcami Młodej Polski, a w późniejszych latach został nauczycielem języka polskiego w gimnazjum, a potem w liceum w Podgórzu i właścicielem znanej krakowskiej firmy filatelistycznej, połączonej ze sklepem papierniczym [b][i]Mundus[/i][/b] i prosperującej długie lata na Podwalu.
I co z tym polowaniem, pytacie? No nic, zajęcy wprawdzie wśród skupionych świerków i jodeł nie było, strzały jednak padały podobno gęsto. Myśliwy w domowe pielesze, a mieszkał wówczas przy ulicy Wolskiej, powrócił objuczony zającami, tyle że nabytymi u Hawełki.
Samo jednak polowanie - jako wyczyn dość niezwykły - omawiane było przez długie lata.
Pytanko prościutkie:
[b]KIM BYŁ I GDZIE MIESZKAŁ STANISŁAW TARNOWSKI?[/b]
Bywało jednak w Rynku lesiście i z innego powodu.
W maju 1810 roku przyjechał do Krakowa [b]król saski i książę warszawski Fryderyk August[/b] z małżonką i córką jedynaczką.
Aby zakryć zrujnowane domy i walace się kramy, obsadzono cały Rynek sosenkami i lipami, które zaraz potem uschły.
Pozostała tylko piosenka zaczynająca się od słów:
[i]Przyjechał król Sas,
zrobił z Rynku las,
a za lasem w kramach bida
u Polaka i u Żyda...[/i]
Oczywiście znamienity gość był przyjmowany jak najserdeczniej, [i]wszystkie ulice i Rynek były ludem zapełnione i na wszystkich twarzach malowała się radość[/i] - jak donosiła [i]Gazeta Krakowska[/i] z 9 maja 1810 roku.
Poza plecami monarchy szeptano jednak, że jest on starym sknerą, który kartofle i pietruszkę wozi za sobą z Drezna, a podwodom nie daje na piwo.
Wyjechali królestwo z Krakowa 12 maja, raczywszy mimo skąpstwa kupić dla królewny u krakowskiego organmistrza Jana Szyndlera fortepian za czerwonych złotych 100 w złocie.
Ot.
To jeszcze pytanko historyczne. Z tej okazji ściągnął do Krakowa pewien minister wojny.
[b]KTO TO BYŁ?[/b]
********
Co do wczoraj, [b][i]Tusienka i Ven[/i][/b] opowiedziały o witrażach, a resztę dodała [b][i]Nata[/i][/b]. He he, jak mogliście się nie domyśleć, co się stało w 1993 roku :)