Chyba nie ma sensu mówić o tym, jak to dawno mnie tu nie było.
Miały jako pierwsze wjechać tematy nieco inne, ale mimo że minął już miesiąc, to jakoś nie mogę się wyzbyć powinności, że woodstockowy wpis też musi tu trafić.
Zatem mamy - jeden z licznych symboli tego wydarzenia. Szkoda, że nie ma takiego wynalazku naprawde - zakładasz magiczne okulary i nagle patrzysz na swiat całkiem innymi oczyma. Zmieniasz nastawienie do otoczenia, ludzi, giną Twoję dotychczasowe problemy, wszystko jest całkiem inne, lepsze.
Jestem bardzo wdzięczna za tegoroczny Woodstock. Po tak długiej przerwie miałam okazję spędzić z Tobą cały tydzień. W lepszych i gorszych momentach, ale tego potrzebowałam. A że mogłyśmy być w najpiękniejszym miejcu na Ziemi, wśród najlepszych ludzi, jakich świat widział, w najpiękniejszym okresie w roku - czego chciec więcej? Mam nadzieję, że za rok uda nam się ponownie tego doświadczyć.
Może nie potrafie oddać tego jak się cieszę, jaram i ogółem przeżywam, ale wiedz, że tak jest.
Chyba jednak cały wpis nie skończy się na samym Woodstocku.
Właśnie - jak często piszę tutaj do Ludzi, którzy najprawdopodobniej w ogóle tu już nie wchodzą?
Heh. Może właśnie dlatego i ja stąd znikam?
Pisząc poprzedni akapit zdałam sobie sprawę, że jeszcze jednej Osobie powinnam podziękować. Właściwie nie pierwszy raz się do Niej tu zwracam, chociaż wiem doskonale, że tutaj nie zagląda. Ale w tym przypadku, to zawsze mam problem z okazywaniem tego co czuję. W sumie chyba jak z każdym.
(telefon zaczyna mnie wkurwiać, dlaczego laptop go nie czyta i nie moge zgrać zdjęć? -.-)
Wracając do samej sprawy Woodstocku.
Pogoda nawet dopisała, można pominąć te trzy deszczowe dni.
Pierwszy raz doszłam na spotkania z gośćmi specjalnymi. I to nie byle jakimi! Generał Mirosław Różański i Robert Biedroń. Obydwie postaci bardzo ważne w świetle tego burdelu, któy dzieje się w naszym państwie.
Jestem na siebie zła, bo na tak wiele warsztatów chciałam iść, a w sumie nie byłam na żadnym. Ale chyba nie miałabym już sił na nie.
No i koncerty.
Pierwszy, na którym bardzo mi zależało musiałam opóścić, bo niestety deszcz był ogromny, a miejsca w namiocie nie było, w wyniku czego z przemarznięcia musiałam lecieć do namiotu, żeby się nie rozchorować. Ale już sobie obiecałam, że przez liczne koncerty opuszczane na ostatnich trasach, teraz najbliższy jest obowiązkowym punktem do zaliczenia. Mowa oczyiście o Jelonku. Nadrobię to Panie Michale!
Czwartek zaczęliśmy od Materii. Była miazga, Chłopaki zasłużyły na ten występ i jak najbardziej udowodniły, że warto było na szczecinecką ekipę głosować ^^
Potem deszczowy i zimny Oddział Zamknięty.
TRIVIUM. Hyh. No co tu dużo pisać? Jedno z licznych marzeń spełnione - zobaczyłam ich w końcu na dużej scenie. Co jak na razie było rzeczą niemożliwą ^^ Prawda jest też taka, że jakoś dziwnie nagłośnienie było ustawione. Podobnie jak przy Dreamach, któych tylko z nagrań Owsiaka mogłam posłuchać, ale... no nie wiem od czego to zależy. Niemniej gardło zdarte, welony podarty, Down w pogo, gardło zdarte, łzy wypłakane. Koncert w doborowym i najlepszym towarzstwie. Nic, tylko czekać aż wróca do Polski <3 i liczyć może na Bączka? (:
Urbanator. Szkoda, że nie zostałyśmy zbyt długo. Nawet nie pamiętam na co szłyśmy >.<
Wilki za późno, za zimno, za mokro. Ominęte.
Piątek. House of Pain z Koła na Allegro. Wiem, że nie wybawiłabym się zbytnio w tłumie, dlatego jak dla mnie to był najlepszy sposób na spędzenie tego koncertu. W pobliżu, fajnie posłuchać, ale nie będąc zbytnio zmuszona do większego angażowania się w niego.
Hey. No tam w sumie trzeba było być. Emocje na bardzo wysokim poziomie. Poczynając od akcji z bramkami, poprzez naprawdę wysoką kulturę publiki, kończąc na naprawdę dobrej sztuce ze strony zespołu.
The Bill i Amon Amarth niefortunnie naszły mi na siebie. I tak naprawdę na żadnym z nich nie byłam "porządnie" . Z tego pierwszego usłyszałam kilka utworów, które chciałam usłyszeć, natomiast na amonach zobaczyłam kilka zajebistych kawałków i to w połączeniu z naprawdę dobrymi efektami pirotechnicznymi.
W sobote obowiązkowym punktem był Nocny Kochanekl. Nie spodziewałam się, że tak wielu ludzi zgromadzą. Było ich niemal tyle co na Heyu! Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak wiele tekstów ich znam i jak fajnie będzie się je śpiewać. Naprawdę powinien żałować ten, kto ominął ten występ. Właściwie już nie mogę się doczekać przyszłorocznego koncertu.
I w sumie na tym zakończę moje rozważania, bo jeżeli coś jeszcze widziałam, to tylko przelotem i przy okazji.
Było naprawdę świetnie.
Jestem rozczarowana tym rokiem pod względem koncertów - było ich stanowczo za mało i zapewne będzie ich już niewiele. Ale Woodstock dał radę.
Dobra, okazuje się, że nie ma czasu na kolejną (jak dla mnie istotniejszą) notkę. Miałam się cieszyć, że dostałąm fajną robotę. Właśnie się z niej odezwali, że potrzebują wczesniej pomocy. Zatem muszę zacząć się szykować.
Cya.