Tak ironicznie, a zarazem tak prawdziwie.
Dzień III
Prawie cały przespałam. To był kolejny z serii: pójdę spać o 17:00, obudzę się za dwie godziny, a w trakcie stwierdzam, że w sumie mogę już spać do rana. Bez rehabilitacji, tylko trochę za kółkiem, tylko trochę latania po mieście. Także może to nie wina zajęć, że jestem takim zdechlakiem we wtorki? Dowiedziałam się, że fullmetalem będę przez najbliższy rok przynajmniej. Potem jak będzie mi to przeszkadzać, to dopiero w przyszłe wakacje będziemy to wyciągać. Leczenie zostanie zakończone za miesiąc, jak zgięcie grzbietowe nieco się poprawi. Także prawie pół roku z życia wyciągnięte. Brawo ja. Nie było mojej koszulki, którą chciałam dorwać w Hosso, więc poprosze Madera, żeby mi w pracy zrobiła. Ale upolowałam przynajmniej zajebisty czarny cień z Rimmela i jakąś tam małą paletkę z Lovely w promocji. Zaczynamy wkraczać w erę cieni, zamiast eyelinera. Takie zmiany!
Dzień IV
Znalazłam dział geodezji i kartografii w starostwie, zrobiłam z siebie debila (tak dla odmiany), zgrzałam się jak pies, zmokłam jak kura, poszłam do spółdzielni, odebrałam książkę i doszłam do wniosku, że godzina szykowania się poszła w pizdu, bo tak naprawdę wyglądałam po powrocie do domu jak mop. Dla odmiany poszłam spać. Oczywiście nic z tych rzeczy nie załatwiłam typowo dla siebie. Jeżeli jutro nie wezmę dupy w troki i czegoś nie zacznę, to się pochlastam normalnie.
Udało mi się zapuścić już tak długie paznokcie, że zaczynam mieć problem z pisaniem na klawiaturze. Włosy natomiast nadal leżą. Zaczęłam sobie szyć sówkę, tak żeby nie zabierać się za to, co musze ogarnąć. Teraz poczekam sobie na Kubę (jak go nie oglądam, tak nie oglądam, a jak mi się wkręci, że muszę zobaczyć, to nie odpuszczę).
Ciekawe co to za uczucie. Zapewne jakiejś ulgi. Może sama powinnam skorzystać z takiej opcji? Ale czy jest sens, żebym potem powracała dla sentymentu? Eh, niech będzie jak jest. Nie przeszkadza, nie pomaga - po prostu jest. Niech więc sobie będzie.
Za dużo śpię. Mam nadzieję, że to przez pogodę. Łudzę się, że to przez nią...