co wieczór
kryjąc twarz
układałam twą główkę
na wolnym lub sylabotonicznym pniaku
co rano
tą samą szmatą świtu
ocierając czoło
i wyszczerbiony mózg
wychodziłam na Drogę
zamiast ciebie szło ku mnie
zimne od spokoju powietrze
w spóźnionych srebrnych ornamentach