Zdjęcie oczywiście z Grecji. Kiedy byłem piękny i młody. Jak taka jesień zmienia ludzi. Pełni energii po słonecznym lecie, bledną coraz bardziej. Ich skóra nabiera niedoskonałości. Już nie uśmiechają się tak często. W autobusie czuję się jak w kostnicy. Żółty karawan wiązący trupy do szkoły / pracy.
Dziś dowiedziałem się, że tak naprawdę zakuwanie biologii nie ma sensu. Szkoda czasu. 4 godziny zmarnowane dla marnej 3. Żałosne. Na deser zajęcia teatralne. Nauczony roli, z własną interpretacją wchodzę z "Stir it up" Boba. Lekki stresik. Ćwiczyliśmy moją scenę... facet tyle razy mi przerwał, że poczułem się jak amator. No cóż. Jednak 3 lata bawienia się w "teatr" w gimnazjum nic nie dały. Talentu szczególnego nie mam. Taka prawda. Pozostaje mi ćwiczyć. No i będę. Coś trzeba robić. Inaczej zaminiłbym się w jednego z autobusowych zombie. W sumie część mnie już trupieje. Gdzieś tam jeszcze tli się wspomnienie wakacji. KAteriny... Heh oczywiście kontakt mailowy juz się urwał...Wiedziałem, że tak będzie, ale mimo wszystko...
Dziś facet od religii powiedział, że pójście na ryby, zbieranie znaczków to ucieczka od cierpienia....I, że my młodzi nie mamy pojęcia o cierpienia. W dodatku nie wpisał mnie na listę wolontariuszy...jak miło być docenianym.
Muszę kupić prezenty.