mimo że lipiec, sople z ust zwisają mi;
znów przywitałeś wiadrem z lodem.
zdusiłeś ogień, choć się jeszcze trochę tlił;
spalam się każdego dnia przy Tobie.
w szparkę ust włożę klucz,
niech się cisza stanie.
w szafce nóż chętny już,
gotów na rozstanie.
myślałam, że przeczekam
ten arktyczny chłód.
pod ciepłym kocem skulę kości,
pod biegunowym kołem czaję się jak tchórz,
szukając wektora miłości.
kończy się maj, mój ulubiony miesiąc... w tym roku strasznie zimny, deszczowy [cudowne burze i okropne deszcze], bez żadnych sensacji, może po prostu ten rok ma być taki smętny. ;)
kocham końcoworoczny zapieprz w szkole. ;) ale przynajmniej dokonałam niemożliwego z chemii, więc teraz tylko z trzech przedmiotów muszę powyciągać oceny w górę i będę wooooolna i szczęśliwa nieziemsko. :D
teraz czeka mnie parę 18tek, w tym skromne świętowanie mojej w kilku częściach. na każdą czekam z utęsknieniem, bo, mimo wszystko, urodziny to fajny dzień, gdy można go z kimś dzielić. ;)))
a potem dzień matki, szukanie pracy, koniec roku szkolnego, jazdy, seriale. <3
kołpaki, koła, ronda, pociągi, mp3.
/park, ś-cie, 3o.o4.2o11r <3/