Podeszła do okna wpatrując się w krajobraz i dzieci bawiące się w ogrodzie. Patrząc na ich beztroskie uśmiechy zastanawiała się czy to możliwe by uzależnić się od kogokolwiek, od uśmiechu, oczu, rozmów. Każdego dnia przecież żyła trochę jakby jego życiem, śmiała się razem z Nim, droczyła się z Nim i martwiła o Niego. Polubiła nawet to jak się obrażał, bo wiedziała że nie potrafi robić tego naprawdę. To przecież Jemu pisała, że boli ją głowa, że właśnie przypaliła obiad i sprząta pokój, On pisał z Nią do 3 nad ranem gdy męczyła się nie mogąc zasnąć. To właśnie z Nią mógł rozmawiać o samochodach, wyścigach, filmach i krasnoludkach i to właśnie Jej mówił że marznie w stopy. To Ona zaraziła go miłością do bajek, które tak uwielbiała oglądać. Czy to wszystko można nazwać uzależnieniem? Nie nie to bzdura, przecież ja jestem niezależną i mocno stąpającą po ziemi dziewczyną - pomyślała. Ostatni raz spojrzała w ekran telefonu, by sprawdzić czy przypadkiem nie przyszła jakaś wiadomość. Po czym otworzyła drzwi tarasu, wyszła do ogrodu biorąc głęboki wdech świeżego powietrza i z uśmiechem na twarzy przywitała się z Bąblami. Udała się na swoją ukochaną huśtawkę by kolejny raz wśród dębów przesiedzieć godziny ze słuchawkami na uszach. Ale przecież i o tym mu kiedyś mówiła...
M.