Hej!!
Na początku muszę was uprzedzić iż jestem niczym, nikim i nie wiem po co istnieje na tym cholernie podłym świecie.
Czemu gdy mówię asertywnie "nie!" ktoś chce mi udowodnić że jednak tak. Miało być dobrze, czułam to. Motywacja nie opuściła mnie nawet na chwilkę. Dzień jawił się jako dobry. Czułam w sobie siłę. Do południa. Dowiedziałam się że odwiedzi nas jakaś rodzina X której dawno nie widziałam. Ukrywałam się przed zbędnym i nie zaplanowanym jedzeniem. Cieszyłam się że moje zaplanowane zmiany z kartek wchodzą w życie. Niestety musiałam brać udział w tej piepszonej, pierwszej, uroczystej biesiadzie!! Ech, a że mój ojciec jest ze starej, rygorystycznej szkoły musiał pokazać jak wychował swoje owieczki. Gdy odmówiłam położył mi wszystko na talerzu i "grzecznie" poprosił bym zjadła "coś" ze wszystkimi. Musiałam się ugiąć. Wiedzcie iż walka z moim ojcem to walka z wiatrakami.
Jeśli uznacie że nie jestem warta by tu zostać, zniknę.
Cholernie mi przykro że tak się ułożyło. Nie miałam na to wpływu.
PRZEPRASZAM!!