To wszystko się opłaciło: machanie sznurkami, batem, zabawy.
Wczoraj jak pojechałam do Ostrogi wzięłam Myszatego najpierw na lonżownik i pierwsza zabawa w okrążanie. Na luźniej linie i nie wykorzystując całego miejsca do barierki. Wychodziło świetnie. Później pojadł sobie trawkę. Było trochę FG. Następnie poszliśmy znowu na lonżownik: yo-yo i po raz kolejny CG. Pomyślałam, że skoro dzisiaj Myszaty jest taki grzeczny to sobie na niego wsiądę. Założyłam tylko toczek i od razu hop na oklep w halterku.
Po raz pierwszy tak naturalnie na nim galopowałam. Słuchał się jak nigdy nie licząc baranka z radości przy zagalopowaniu (stary nawyk ;) )
Znów mogę powiedzieć, że jestem z niego dumna :] :P
Trzy dni bez nauki.!
i bez szkoły
i klasy :(