Mała faza na "Wywiad z wampirem".
Książkę i film męczę już któryś raz.
A dzisiejszy dzień był zajeeeeee...!
Obudziłam sie o 3:00 i usnąć nie mogłam.
Wreszcie wstałam ok. 4:30 i z kawą oraz z lapciakiem siedziałam przez godzinę w łóżku.
Po 6:00 wyszłam z domu, i bziuuuum, na stację z Ziut.
W SKM jak zawsze bosko.
Szczególnie o 6:57.
Przynajmniej towarzystwo było wesołe.
Ale niektórzy to mieli szczęście, że się ruszyć nie mogłam.
Bo jak momentami ktoś coś "błyskotliwego" powiedział to myślałam, że zabiję.
Potem zamiast Ochoty było Śródmieście i Coffe Heaven.
12 zł za kawę mogę dać, szczególnie kiedy jest to cudna mocha!
Potem Muzeum Powstania Warszawskiego.
Przewodnik boski był!
Trochę szatańsko wyglądał, ale zajebisty koleś.
Co tam, że jeździł po nas ostro, ale jego teksty powalały, np. "Sobieski z 10tys. Turków zrobił kebab".
Oczywiście pani O. przeciągnęła nas po Warsaw City, tak że nóg nie czuję.
Potem były Złote, i szukanie butów na 100dniówkę.
Oczywiście nie znalazłam.
Ale za to jak się z Nati i Ziutą obżrałam w McDonaldzie.
Zniżki miałam, więc wszystko za połowę ceny miałyśmy.
Na koniec jak wracałam do domu, coś mnie tknęło żeby do Reduty wpaść, i kupiłam buty wreszcie.
I tym sposobem jestem już w domu, a w kuchni mama robi mi grzańca.
Teskt dnia dzisiejszego: "Spotkajmy się na rogu Rotundy".