Marzy mi się ta lustrzanka, no, marzy... marzą mi się całe wakacje z aparatem w dłoni. Łapanie chwil, uśmiechów, grymasów, powiewów wiatru, promieni słońca... kropli deszczu. To wszystko złapane w kadr. Ahh, jak mi się to marzy! Lepszy aparat, aj, aj, aj!
Nie wiem, co mnie tak wzięło... :( chyba... tak po prostu. No łoj, no nie wiem![gryzie paznokcie, nie mogąc się doczekać perspektywy nowego aparatu]Wiem, że nie powinnam marudzić rodzicom, że chcę lustrzankę, ale... troszkę pieniążków mam. Więc... są to moje pieniążki. Chyba mogłabym pogadać z Rodzicami, czy mogłabym sobie pozwolić na spełnienie takiej zachcianki... ale ja wiem, że to nie jest zwykła zachcianka......to taki zapał, jak przy olimpiadzie polonistycznej! I nie poszedł na marne! Ja bym chciała fotografować, cieszyć się tym, być w tym coraz lepsza, robić postępy, brać udział w konkursach i zajmować pewne miejsca. Chciałabym wiedzieć, że moi bliscy podzielają mój zapał i cieszą się wraz ze mną. Że mi w tym pomagają. Tak jak to robili, gdy chodzilo o olimpiadę. Wydaje mi się, że muszę... przekonać Rodziców, udowodnić Im, że to nie jest slomiany zapał ani zwykła zachcianka rozkapryszonej Madzi.
Niektóre moje koleżanki wymuszają na rodzicach spełnienie ich prośby, kłócąc się z nimi, mówiąc, że ich nienawidzą, że są podli, że nie pozwalają im się rozwijać, nie pozwalają spełniać marzeń. Dochodzi do tego, że rodzice ulegają, wydają fortunę i "zabawka" leży w kącie... Nie chcę, żeby tak się stało i nie chcę, zeby moi Rodzice się tego bali.Chciałabym natomiast, by ta potrzeba robienia zdjęć, jaką w sobie noszę, nie umarła. By trwała. Wzamacniała się.
Mam nadzieję, że tak będzie. Że doczekam się wymarzonej lustrzanki i że będę mogła rozwijać tę pasję :)
Wiem, że przekonanie Mamy nie będzie łatwe, a tym bardziej Taty...
Mamuś, ja wcale nie zrezygnowałam z koni. Uwielbiałam jazdę konną. Ale po jednym, drugim, trzecim, czwartym..., upadku zaczęłam się bać galopu. Nie wiem, może się to wzięło z tamtego zerwanego ścięgna czy tam więzadła w kolanie? Bo później, jak wsiadałam, zaczynałam galopować, to ciągle mnie łapały skurcze za łydki. Ból nie do wytrzymania, znowu spadałam, bo nie mogłam się zatrzymać ani ruszyć nogą za bardzo. Nie mówiłam, wiem, ale... ja czasami mam wrażenie, że Wy myślicie, że ja udaje, symuluję, że te bóle głowy nie mogą się tak często zdarzać. Już nie zdarzają aż tak często. Ale zaczynam je rozpoznawać - jakie są po prostu bólami, a jakie pochodzą ze zmęczenia, krótkiego snu czy zmian pogodowych albo przeziębienia!