Ja czasami nie ogarniam samej siebie. Np. wczoraj... poniosło mnie :O Tak chyba pozytywnie... Śpiewałam, modliłam się tym śpiewem... Były momenty, w których nie wiedziałam skąd biorą się dźwięki... przechodziły mnie ciary, aż się trzęsłam... i nie całkiem z zimna. Muzyka jest dla mnie naprawdę czymś bardzo ważnym... śpiewając czuję się jak ryba w wodzie :) A gdy jeszcze modlę się tym śpiewem... niewyobrażalna radość :)
Dobrze jest mieć jakąś pasję... :)
A tymczasem lecę z Pajączkiem do kościoła poświęcić te nasze koszyczki z jedzonkiem :)
Wesołych Świąt!