Ano, jakoś się żyje.
Bez zawalania.
Bez białego chleba.
Bez słodyczy.
Bez słodzonych napojów.
Bez fastfood'ów.
I ogólnie bez.
*
Szmer.
Oddech.
Szept.
Nikłe blade światło przebijające przez skórę powiek.
Powoli otworzyłem oczy, by sekundę później ponownie je zamknąć. Dlaczego tu tak jasno? Umarłem? Ponownie uchyliłem powieki, z rozradowaniem szczeniaka rozglądając się za zastępem aniołów, które zaspokoiłyby moje żądze. Spojrzałem na krzesło, które stało obok szpitalnej pryczy, którą zajmowałem. Nie, jednak nie niebiański harem. Kurwa, to jest piekło!
TRAFIŁEM DO PIEKŁA!
Lubieżnie ogniste języczki liznęły mnie po piętach. Czmychnąłem pod kołdrę.
MALFOY!
Siedział na krześle przy łóżku, podpierając głowę na rękach, których łokcie wbił sobie w uda, tym samym pochylając się do mnie lekko.
- Zemdlałeś na pół godziny. - Usłyszałem zagłuszony przez materiał pościeli głos, wyprany z emocji. Nie, kurwa, zapadłem na szybką drzemkę!
Poruszyłem się niepewnie i uniosłem rękę, by wymacać czaszkę. W czasie, który zarezerwowałem na zaabsorbowanie się własną osobą, Scorpius ciągle coś tam sobie mielił pod upudrowanym noskiem. Wtem znikąd pojawiły się maleńkie dłonie o wielkich szponach i obnażyły mnie, porywając kocyk. Z przerażeniem podkuliłem nogi pod brodę i obserwowałem w jakmakiemzasiał ciszy jak niewielkie coś, przykłada mi niewielką gałązeczkę do czoła. Heroicznym wysiłkiem opanowałem mysi pisk Jęczącej Marty, oglądając ze zbyt bliskiego bliska fryzurę szkolnej pielęgniarki, która przypominała zdechłego szopa pracza. W sensie fryzura, nie pielęgniarka.
Z braku laku czy innego lakieru, zerknąłem w stronę blondyna. Zrezygnowałem jednak z dłuższego delektowania się widokiem blond Mona Lisy, gdyż jej wstydliwe oczęta rzucały mi spojrzenia o zbyt wysokim ładunku elektrycznym. Przełknąłem ślinę i postanowiłem nie przejmować się jego radosnymi spojrzeniami umarlaka.
Mimo wszystko.
Fatalizm: Mode on.
Szponiasta nagle poklepała mnie po ramieniu.
- Może pan już wyjść, panie Bielejew. To tylko niewielkie wstrząśnienie mózgu. - Jaaaasne. Kolejne do kolekcji. Uśmiechnęła się do mnie oszczędnie i potruchtała do swojej komórki na miotły. Nieco drżąco zwróciłem kopyta w stronę krawędzi łóżka i zsunąłem się jak ameba. W głowie mi łupało jak przy wodospadzie Niagara, ale dzielnie uniosłem swoje badylowate ciałko do pionu. Blond-bokser również wyzwał grawitację, podnosząc się z siedziska, po czym bez słowa wziął mnie pod ramię. Coś mi fiknęło pomiędzy jelitami. Zacząłem telepać łapą, by uwolnić się od uchwytu.
- Bijesz do nieprzytomności, a teraz blond Matkę Teresę z Kalkuty udajesz?! - Taa jest, Bielejew! Jeszcze ze Skrzydła Szpitalnego nie wyszedłeś, a już prosisz się o dłuższy pobyt.
- Nie dostałeś mocno, Bielejew. Poza tym nie wkurwiaj mnie teraz swoją nadnaturalną tępotą, bo jestem na twoje odmóżdżające odzywki zbyt zmęczony. - Moim szczękom chyba rozwinęły się narządy mózgo-podobne, bo miały na tyle rozumu, by się zawrzeć.
Tak więc potoczyliśmy się w stronę dormitoriów. Nie spotkaliśmy nikogo po drodze, co zdało mi się nieco dziwne. Scorpius wydawał się być całkiem nieobecny w czasie naszej wędrówki, ale usłużnie przemilczałem ów fakt.
Kiedy znaleźliśmy się przed zamaskowanym wejściem do pokoju wspólnego, wymruczał kod dostępu, po czym oczywiście NIEZAUWAŻENI przez NIKOGO, tak więc przez wszystkich obecnych w pomieszczeniu Ślizgonów bez wyjątku, weszliśmy do środka.
Z nagłym zirytowaniem na masce twarzowej, blond bóstwo pchnęło mnie na najbliższą kanapę przy kominku, po czym odeszło w stronę otwartego okna, by zajarać fajkę. Obok mnie przysiadł Albus. O ile dobrze zapamiętałem - syn Wybrańca Potter'a, który swego czasu pokonał Voldzia. Jego przeraźliwie jadowito-zielone oczy prześwietliły mnie jak rentgen. Zapadłem się w miękką zieloną kanapę, jakby mogła mnie wessać i wypluć z drugiej strony. Zbyt wiele osób pchało się ostatnimi czasy do kolejki, by mnie poznać.
- Kolejna zbłąkana dusza? - zająknąłem się, szlachetnie głupawo szczerząc zębiska do nieznajomego ziomka.
- Powiedzmy. - Uśmiechnął się leciutko i spojrzał w stronę mojego Psa Obronnego. Trzeźwe spojrzenie przyćmiła mgła melancholii, znów zerknął na mnie. Niemal widziałem w jego źrenicach dwa wielkie znaki zapytania. Był żądny informacji. Gdybym miał przy sobie coś ostro zakończonego, pewnie wsadziłbym to sobie w dupę, z głośnym: "Trza było dać się przerobić na nawóz przez tą szaloną wylęgarnię korników!" Z zastanowieniem wpatrzyłem się w ostro-zakończony-kijaszek-od-czarów.
Albus subtelnie wepchnął mi łokieć w żebra, na małe opamiętanie. Podskoczyłem w miejscu jak popieszczony prądem, a mój wzrok padł na Malfoy'a, właśnie układającego się wygodnie na kanapie przed nami. Niedbałym ruchem rzucił mi na kolana paczkę papierosów.
Inni zdjęcia: :* patrusia1991gdSikora modra slaw30016 / 07 / 25 xheroineemogirlx;* patrusia1991gdJa patrusia1991gd:* patrusia1991gd. milluchaa;* patrusia1991gd:) patrusia1991gd... maxima24