Chyba właśnie osiągnęłam dno, od którego trzeba się odbić. Wracam sobie w sobote z piątkowej imprezy, a tam niedziela!
Zawsze będzie powód, żeby się napić. Bo coś wyszło, nie wyszło, z czegoś się cieszę, albo nad czymś ubolewam.
Basta.
Mocne postanowienie poprawy.
Trochę teraz poczytam, pooglądam, pośpiewam, będę sprzątać, gotować, grać na gitarze i się uczyć. Może się uda. Znajomych też nie zaniedbam, ale nie będę z nimi takim kosztem, jak do tej pory.