Godzina zero - zaraz go zobaczę.
Pojawiają się palpitacje. Przejściowe. Tylko spokojnie.
Idealny monoklimat. Ciśnienie w normie. Temperatura w normie.
Proporcjonalnie do utraty dystansu nadzieja maleje. Wstyd się wzmaga.
Myślę, że jedyne co ja wywołuje to litość.
Powinnam się schować, by nikt się nie mógł mnie żałować.
Więc schowana jestem. Zamiast randki spotkanie.
Zamiast całowania doświadczenie. Zamiast stresu rozluźnienie.
??? Tylko, że czuję się jak po randce. Czuję się niestabilnie, moje serce lewituje.
Chyba mam wirusa. Bo widzę, że ten on to był jak dysk z piratem.
Muszę zróbić kwarantanne.
Mam syndrom dnia wczorajszego
czyli kolosalna różnica między dzisiaj, a wczoraj.
Nie jest tak, że każdy nowy ciuch, kosmetyk, fryzura to nowe życie.
Ale mężczyzna z gustem i klasą, niepotrzebującym anorektycznych fotomodelek już tak.