to wszystko jest takie trudne,
czuję się jakbym rzuciła się na głęboką wodę bez umiejętności pływania.
chociaż z drugiej strony krok po kroczku pnę się w górę, zaczęłam utrzymywać się na powierzchni - obym niedługo nauczyła się pływać.
czasem jeszcze miewam chwile paraliżującego strachu, utykam w marwym puncie.
ale to przecież nie koniec świata
nie teraz, to kiedy indziej
w końcu nauczę się żyć,
nie tylko wegetować.
chciałabym przestać podcinać sobie skrzydła, zrozumieć, że jedynym ograniczeniem jestem ja sama. wszyscy w koło są ze mnie dumni, dlaczego ja, najzwyczajniej w świecie, nie umiem w siebie uwierzyć. dlaczego nie umiem powiedzieć sobie - ej, agu, robisz dobrze i jesteś w tym świetna. czemu tego nie czuję mimo tych wszystkich zapewnień od osób trzecich.
najgorszym co mnie spotkało jestem ja sama.