Cześć :) Mam 21 lat i niesamowite szczęście, bo od prawie 1,5 roku dzielę świat z chłopakiem, który daje mi ogromne wsparcie. Mimo tego, gdy jakiś czas temu po paru dniach gorszego samopoczucia i innych dziwnych objawów, zrobiłam test ciążowy i zobaczyłam dwie kreski - załamałam się. Na nic były silne ramiona i słowa, że damy sobie radę, że to początek a nie koniec... Na pewno oglądaliście wiele filmów, w których reakcja na zostanie rodzicem była różna, jedni skakali z radości chwaląc się wszystkim dookoła a inni płakali ze strachu, niepewności. Ja niestety jestem w tej drugiej grupie. Mój płacz był tym większy im większa była radość mojego chłopaka. Widząc błysk radości w jego oczach płakałam z bezradności i z bezsilności. Zastanawiałam się, czy naprawdę jestem tak beznadziejna, że zamiast cieszyć się z nim, to ja to szczęście hamuję...
Zdaniem mojego chłopaka nie miałam powodów do obaw. Kochamy się, on pracuje, ja studiuję zaocznie więc może uda się nie przerywać ich na długo, po porodzie możemy zamieszkać na piętrze jego domu, któremu potrzeba tylko drobnego remontu, rodzice będą w szoku ale w końcu i oni nam pomogą...no właśnie, rodzice. Dwie kreski zobaczyłam o ile dobrze pamietam 24 maja, dzisiaj mamy 26 czerwca a nasi rodzice dalej nic nie wiedzą. Nie wiem jak to zrobiłam, że moja rodzina nie zauważyła moich porannych biegów do łazienki, które trwają od końca maja :D Może to przez to, że źle znosze ten stan nie potrafię nadal się cieszyć? A może odwrotnie, przez to, że się stresuję, tak źle to wszystko znoszę? Tak czy inaczej, teraz wcale nie jest lepiej... Przed chłopakiem udaję, że wszystko ok, bo już wystarczająco nasłuchał się moich czarnych scenariuszów. Przyjaciele? Ich nie ma przy mnie już dłuższy czas...Jedynie moja sąsiadka,z którą znamy się od dziecka, i która dowiedziała się jako pierwsza ze znajomych, okazała mi wsparcie i poszła na pierwszą wizytę u lekarza. Jestem jej za to bardzo wdzięczna bo cała się trzęsłam i gdyby nie ona to chyba nigdy bym tam nie weszła...Pierwsza wizyta była 1 czerwca - Dzień Dziecka, przypadek? ;)
Być może dla Was to nic takiego...21 lat to w końcu nie jest tak mało, mamy predyspozycje do usamodzielnienia się i wgle...Niemniej jednak uwierzcie, że nie wszystko jest jak w bajce. Boję się, że minie kolejny miesiąc a ja dalej nie będę potrafiła się cieszyć. Ostatnio oglądałam ubranka i jakieś zabawki, myślałam, że może to pomoże, ale niestety. Obojętnie przeglądałam wszystko, jakby te zakupy nie dotyczyły mnie. Dlatego proszę, napiszcie co mam zrobić, żeby zacząć się cieszyć tak jak mój chłopak? Co zrobić, żeby nie odbierać mu tej radości swoimi lękami? Czy mam szansę być dobrą matką mimo tego, że teraz więcej myślę o tym co straciłam niż o tym co zyskam? Moim marzeniem był ślub i wesele, nastepnie wspólne mieszkanko i dobra praca i dopiero Maluszek a tu wszystko do góry nogami... W głowie mam tylko to, że niedługo już nie będziemy we dwoje, tylko w troje, że już nie będzie czasu na spontaniczne wypady czy po prostu spędzenia chwil tylko razem, ze teraz musze miłością dzielić się jeszcze z Maluszkiem. Mój chłopak zastanawia się jakie oczka i włosy będzie miało dziecko a ja myślę, jak zareaguję jak zobaczę Maluszka, czy zdobędę się chociaż na uśmiech czy będą kolejne łzy?
anonimowa :)