http://www.youtube.com/watch?v=v8ESR8Hi5-4
FANPAGE- ZAPRASZAM!!!
Ja jeszcze się obudzę cz.39
Co się dzieje!? głos Andrzeja dochodził do mnie z daleka, choć jego zarys dostrzegałam tuż obok.
Nie odpowiedziałam, bo po co odpowiadać, jeśli już wszystko nie ma sensu.
- Kaśka! Co się dzieje!? krzyknął jakby był w głębokiej studni, a jego głos odbijał się po wielokroć. Uciekaj!
Uciekaj? pomyślałam bez specjalnych emocji. Po co? Musiał usłyszeć moje myśli, bo powtórzył.
- Uciekaj! Uciekaj, bo cię zabierze!
Było mi wszystko jedno. Kto, gdzie, jak, dlaczego, po co& niech mnie zabierze. Nagle zdałam sobie sprawę co się dzieje. Nie& to zbyt dużo powiedziane. Nie tyle zdałam sobie sprawę, co wreszcie zaczęłam dostrzegać panującą sytuację. Jednak widząc to nie zdawałam sobie sprawy, że dotyczy to mnie. Patrzyłam jak ktoś obcy. Jak widz w kinie, który ogląda film bez większego zainteresowania, choć na ekranie ukazują się sceny niecodzienne, a może i przerażające.
- Zrób coś! krzyczał Andrzej. Zrób coś! i chyba on chciał coś zrobić, bo wyciągnął w moim kierunku ręce, jakby pragnął mnie mocno uchwycić, przyciągnąć do siebie ratując przed nadciągającym niebezpieczeństwem. Gdy się zbliżył, niemal dotykając, coś go popchnęło i odrzuciło w dal. Odrzuciło tak daleko, że przez chwilę go nie widziałam. Wcale mnie to nie dziwiło, wcale nie przerażało. Nie dziwiło mnie również to, co działo się nade mną. A był to wielki, nieco skosmacony wir, nieco przypominający powietrzną trąbę. Jednak w przeciwieństwie do trąby powietrznej wir ten nie był jednolity. Nie był też ciemnoszary. Był jak tęcza, ale nie składał się z kolorów tęczy. Panowały tam barwy brunatne i granatowe, dopełniane przez czerń i zieleń taką jaka czasami znajduje się na zgniliźnie, a pośród tego wszystkiego błyskała ognista czerwień raz pojawiając się, by za chwilę zniknąć i znów się pojawić. Dolna część tej wirującej trąby, jak szpic tkwiła tuż nad moimi piersiami czekając odpowiedniej chwili, by mnie pochłonąć i zabrać w nieznane.
- Uważaj, bo cię to porwie Andrzej powrócił z zamiarem ratowania mnie i choć nie rozumiałam o co mu chodzi, to pamiętam, że wyglądał jak satelita znajdującego się nade mną wiru. Krążył wokół niego, bojąc się zbliżyć, a gdy to zrobił nie wiem czy przez nieuwagę czy chcąc po raz drugi mnie ratować ponownie został odrzucony, jakby kopniakiem wielkiego karateki i na pewien czas znikł w przestrzeni. Usłyszałam oddalające się &ucieeeeekaaaaaaaj& i znów zostałam sama z własną sparaliżowaną siłą woli, beznamiętną duszą i wirującym nade mną tym czymś.
CDN.
Nosiema