http://www.youtube.com/watch?v=blReQcBLU6c
FANPAGE- ZAPRASZAM!!!
Ja jeszcze się obudzę cz.35
- Czy jest z wami Wola Życia Andrzeja? spytałam z Nadzieją, choć nie wierzyłam w to, że spośród tak wielu będę potrafiła odnaleźć tą jedną. Lecz pytając właśnie w ten sposób nieświadomie dałam wszystkim do zrozumienia, że nie jestem w stanie pomóc każdej Woli Życia. Wszystkie w jednej chwili uwolniły mnie od swoich uścisków szukając innego życia, którego mogłyby się uchwycić i wierzyć, że to pozwoli im na przetrwanie. A jednak nie wszystkie. Były jedne które pozostały, jakby uwieszone na mojej szyi. Trzymały się kurczowo i nawet jakbym chciała nie pozwalały mi się uwolnić. Ale ja tego nie chciałam. Pragnęłam, by te trzymające mnie ręce ścisnęły jeszcze silniej, a ja uniosłabym się wtedy w odmęty jeziora i omijając błyskawice, strachy i potwory wynurzyłabym się z wód spienionego jeziora. Powróciłabym między szpitalne mury, tam gdzie Andrzej czeka, by przewieziono go na salę operacyjną, rozcięto mięśnie i z pomiędzy nich wyjęto wszystko to, co dałoby szansę tym, którzy na tę szansę czekają. Dałoby szczęście kilkudziesięciu matkom, ojcom, braciom, siostrom, żonom, mężom, dzieciom i każdemu marzącemu, by zdarzył się cud i przeznaczenie odwróciło bieg zdarzeń tych, których kochają.
Nie potrafiłam unieść się wraz z oplecionymi dłońmi, a jednocześnie bałam się, że gdy pomyślę o swoim szpitalnym łóżku przeniosę się tam sama, bez Andrzeja. Czas mijał, chociaż poczucie czasu było dla mnie teraz obce. Ten czas powodował, że splecione na moim karku dłonie traciły siłę i zsuwały się, aż w końcu rozluźniły chwyt i zrezygnowały z ratunku. W tej samej chwili tuż pode mną ukazała się przepaść. Była jasno błękitna. Lecz ja nie spadałam. Tkwiłam nad tą przepaścią jak w nieważkości. Ujrzałam też Andrzeja w całej swej postaci. Uśmiechał się do mnie, jak człowiek, który wyjeżdża w daleką nieznaną podróż i nie wie czy kiedykolwiek jeszcze zobaczy tych, którzy byli mu przyjaciółmi. Nie spadał gwałtownie. Można powiedzieć, że niczym oderwany podmuchem jesiennego wiatru liść spływał, by na koniec delikatnie osiąść w miejscu swego przeznaczenia. Uśmiechnął się jeszcze raz, wyciągnął rękę ku górze machając na pożegnanie.
- Tobie się uda powiedział.
- Tobie też się uda krzyknęłam i chwyciłam za tą wyciągniętą dłoń.
Nie czułam żadnego ciężaru. Nie był to jakikolwiek wysiłek. Jednak moja dłoń zatapiała się w dłoni chłopaka. Im mocniej trzymałam, tym trudniej było mi go utrzymać. Wyglądało to tak, jakbym ściskała kostkę masła, która przez cały dzień leżała w promieniach letniego słońca. Gdy już mi się wydawało, że to ostateczny koniec, gdy otwierałam usta, by krzyknąć Andrzej!, gdy całkowicie wymknął się z mojego uścisku, spostrzegłam, że wcale nie muszę go trzymać, by nie spadał. Między nami była nić. Cienka, biała, podobna do pajęczej. Ta nić spięła moje życie z życiem przyjaciela. Patrzyliśmy na siebie zdumieni, oniemiali i chociaż w tej postaci w jakiej się znajdowaliśmy nie mogliśmy płakać, to oboje czuliśmy, że płaczemy.
CDN.
Nosiema