CZĘŚĆ 1
Od czego zacząć...? Ach tak... Może najpierw napiszę coś o sobie. Nazywam się Sylwia. Mam 16 lat. Jestem szczupłą brunetką. Moje włosy czasem mnie denerwują... Są takie ciemne i długie, że czasami nie mogę wyrobić w upale... Mimo to nigdy bym ich nie pofarbowała ani nie obcięła. Jestem również posiadaczką zajebiście zielonych oczu i dłuuuuugaśnych rzęs. Ogólnie uważam się za przeciętnie ładną, żadną primadonnę. W szkole idzie mi w miarę dobrze. Nie kiedy trafi się jakaś dwójka, ale głównie utrzymuję się na czwórkach i piątkach. Uwielbiam jeździć konno. Moją pasją jest też muzyka, gram na akustyku. Lubię śpiewać, sądzę, że mam całkiem ładny głos. Mam dwie prawdziwe przyjaciółki od serca. Ufam im nad życie. Ktoś mógłby pomyśleć, że mam życie jak z bajki. Ale cóż... Mieszkam w Domu Dziecka. Nikt nie wie, że nie mam normalnej rodziny, poza dziewczynami. One też mieszkają w bidulu. To nasza wspólna tajemnica, żadna nie przyznaje się do miejsca naszego zamieszkania. Dzielimy razem pokój. Jedna z nich to Anastazja. Jest wysoką blondynką o błękitnych oczach. Kiedy stoimy obok siebie śmiesznie to wygląda, bo ja jestem raczej średniego wzrostu. Chłopcy za nią szaleją, a ona potrafi to świetnie wykorzystać. Naszą wspólną pasją jest śpiew. Obie to kochamy i właśnie na tej linii znalazłyśmy wspólny język. Druga ma na imię Oliwia. Jest naszym małym rudzielcem! Naprawdę jest niziutka, ale nadrabia charakterkiem. Ma naprawdę świetne oczy! Jej tęczówki... ahh... ten czekoladowy brąz. Uwielbia konie, tak jak ja. Codziennie razem jeździmy. Obie są moimi rówieśniczkami. Anastazja zamieszkała w bidulu mając 9 lat, kiedy to jej rodzicom skończyły się pieniądze i musieli się jej jakoś pozbyć. Oliwka zawitała do Domu Dziecka po urodzeniu, kiedy to jej matka zostawiła ją przed drzwiami budynku z karteczką: Ma na imię Oliwia. A ja? Moja historia zaczęła się kilka lat temu... Jako 9 letnie dziecko byłam bita i wykorzystywana przez mojego ojca. Kiedy mama dowiedziała się o tym odeszła od niego i zamieszkałyśmy razem. Niestety, już rok później zginęła w katastrofie lotniczej. Zaopiekowała się mną babcia Felicja chora na raka. Kiedy miałam 13 lat przegrała z wirusem i zostałam sama, pogrążona w całkowitym żalu i smutku. Właśnie wtedy przekroczyłam próg tego pokoju i poznałam dziewczyny. Mimo, że mieszkam tu już 3 lata, zabrano mnie tylko dwa razy. Jestem dość... hmm... upartym dzieckiem. U jednej rodziny byłam niecały miesiąc, a potem wróciłam. Druga para wytrzymała ze mną dłużej, bo prawie pół roku. Już myślałam, że znalazłam rodzinę, a jednak znów wróciłam do znajomej sypialni. Spędziłam w tym pokoju najlepsze chwile moje życia! Któregoś dnia Oliw i Nasta wbiegły szczęśliwe do pokoju i zaczęły mi strasznie gratulować. Czułam się odrobinę skołowana, a one rzucały mi się na szyję, przytulały i cały czas powtarzały żebym o nich nie zapomniała.
- Hej! Ale ja nie wiem o co chodzi. Małe wyjaśnienia? - Popatrzyłam znacząco na przyjaciółki.
- Już ci mówię! - Wyrwała się rezolutna Oliwka. - Nasza kochana Nasta szła obok gabinetu dyrektorki i usłyszała, że jakaś rodzina Cię dzisiaj zabiera!
- Naprawdę? - Spytałam z niedowierzaniem szeroko otwierając oczy.
- No tak! - Krzyknęła wesoło Anastazja.
- To pewnie ta Anna i Robert... Czemu wcześniej o tym nie wiedziałam? - Anna i Robert mają po 33 lata i już od jakiegoś miesiąca regularnie się ze mną spotykają. Anna wygląda bardzo młodo, a ja strasznie ją lubię. Mam takie same włosy jak ona i oczy strasznie podobne do tych należących do Roberta. Można by pomyśleć że naprawdę jestem ich dzieckiem.
- Może sądzili, że to będzie dla ciebie szok? - Podsunęła niepewnie jedna z dziewcząt.
- Ale ja nie chcę was zostawiać... Obiecuję, że nie zapomnę. Chociaż... Przecież nawet nie musi być tak, że dziś stąd wyjeżdżam - Ledwie wypowiedziałam te słowa, a z dołu usłyszałam wołanie naszej dyrektorki :
- Sylwia! Mogłabyś zejść na dół? Ktoś do ciebie!
- Już idę! - Odkrzyknęłam, ale nie ruszyłam się z miejsca. Oliw i Nesta popchnęły mnie w stronę drzwi. Wyszłam na korytarz i zeszłam powoli po schodach w stronę gabinetu Barbary. Podeszła do drzwi i delikatnie położyłam rękę na klamce. Usłyszałam niepewne słowa naszej dyrektorki :
- Są państwo pewni? Sylwia jest dość... hmm... trudnym dzieckiem. Mogą państwo dostać jakiegoś maluszka...
- Nie, dziękuję - Urwała grzecznie Anna. - Chcemy aby to Sylwia była naszą córką.
- A pan? Zgadza się pan z żoną? - Kobieta zwróciła się do Roberta.
- Naturalnie.
- No cóż. Dobrze, ale muszę uprzedzić państwa, że dziewczyna została już kilka razy odrzucona i nie zawsze ufa ludziom. -
W tym momencie pewnie nacisnęłam klamkę.
CDN.
SYLWIA.