KOŁYSANKA - ROZDZIAŁ 24 - KALEJDOSKOP UCZUĆ - KLIK!
Rozdział 25
"Czy to możliwe?"
Łzy skutecznie rozmazały obraz przed oczami Vanessy. Bezbarwne krople skapywały z jej twarzy i wsiąkały w koszulę Davida. Kruche ciało było otulone ciepłem męskich, silnych ramion. Drżała, chociaż nie czuła już strachu. W jej głowie przez całą drogę kołowało się miliony pytań, miliony cholernych pytań typu - Czy to możliwe? Czy możliwe jest to, że będę matką?
Samochód powoli zatrzymał się przed dużym szarym budynkiem - miejscowym szpitalem w Gatlin. David lekko pociągął ją za ramię, gdy już opuścił auto. Spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem, w jej źrenicach zamigotały łzy. Przygryzła wargę, czując, że nie ma kompletnie siły by podnieść nogę. Lekarz jakby się domyślił jej uczuć i nie mówiąc nic, bez trudu wziął jej szczupłą sylwetkę na ręce.
Wtuliła twarz w zagłębienie jego obojczyka i cicho westchnęła. Mimo wszystko tęskniła za nim przez ostatnie dwa miesiące. Czuła, że jej złość na niego minęła bezpowrotnie. Teraz pojawiła się tylko udręka z powodu braku potwierdzenia ich przypuszczeń. Z jednej strony pragnęła dziecka, pragnęła dać Davidowi syna. Z drugiej nie chciała, aby maleństwo pojawiło się właśnie na takim świecie.
Ukochany obrzucił jej twarz zatroskanym spojrzeniem. Była blada, a zasinienie wokół oczu stało się jeszcze ciemniejsze. Zapadnięte policzki teraz lekko drżały, brakowało na nich odrobiny znajomego różu. Wyglądała tak słodko, gdy delikatnie wtuliła twarz w jego szyję. Jej oddech był jak dotyk płatka róży - tak delikatny i subtelny. Ciarki przebiegły wzdłuż jego kręgosłupa, gdy pomyślał o konsekwencjach ciąży. Bał się cokolwiek powiedzieć dziewczynie, nie chciał jej denerwować skoro nie mieli pewności.
Gdy stanęli pod ostatnimi drzwiami monotonnie szarego korytarza, David powoli postawił ją na podłodze. Ugięły się pod nią kolana, znów wpadła w objęcia lekarza. Westchnął, gdy niechcący musnął dłonią jej pierś. Rumieniec wykwitł na jej twarzy, zdradzając jej zakłopotanie.
David oblizał wargi, wbijając wzrok w jej duże tęczówki. Jej usta były tak kuszące i pełne, były jego marzeniem. Nagle zapragnął ich posmakować, chciał je zgnieść w namiętnym pocałunku.
Chwilę zapomnienia przerwała im pielęgniarka, która wyszła przed gabinet i zaprosiła ich do środka.
- David, zostaw nas samych z panienką Evans. - Szpakowaty mężczynza wychylił głowę znad starego, dębowego biurka.
Lekarz posłusznie skinął głową i obrzucił Vanessę przepraszającym spojrzeniem. Stała jak wryta, patrząc jak ukochany odchodzi. Zaczęła drżeć, zaczęła bać się. Niepewnie spojrzała w stronę medyka.
- Niech pani usiądzie... - Przeniósł na nią przenikiliwe spojrzenie. - Dobrze się pani czuje?
Przecząco pokręciła głową i dotknęła delikatnie płaskiego brzucha.
- Ah, rozumiem już o czym mówił David. Mogę mówić do ciebie po imieniu?
- Tak. - Wychrypiała.
- Vanesso, połóż się tam. - Palcem wskazał kozetkę.
Opowiadanie należy do mnie. Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie całości lub fragmentów zabronione.