Tańcząca w ciemnościach - Rozdział 36
Wzruszyła się, dwie duże krople stoczyły się po jej zaróżowionych policzkach. Nie mogła wydusić z siebie słowa, rzuciła się na Maksa i wpiła swoje usta w jego.
-Czy to oznacza, że się zgadzasz? - wysapał, gdy obojgu zabrakło tlenu.
-Tak, głuptasie. Tak! Tak! Tak... - obsypała jego twarz drobnymi pocałunkami.
Szczęśliwi opuścili pokój późnym wieczorem. Devere musiał jeszcze zadzwonić do Johna i spytać czy są jakieś nowe zlecenia. Rano bracia mieli po niego przyjechać, a potem przetransportować narkotyki już do innej hali.
Lena w milczeniu obserwowała ruch warg ukochanego. Nie chciał powiedzieć do kogo dzwoni, ale wyczuwała, że o czymś jeszcze nie wie. Postanowiła czekać, nie chce na niego naciskać. Jeśli jest to coś poważnego na pewno prędzej czy później się o tym dowie.
W oddali zobaczyła zbliżającą się sylwetką Karola. Wszystkie jej mięśnie napięły się, a jej umysł zaczęła przepełniać nienawiść. Zacisnęła dłonie w pięści i powoli podniosła się. Nie miała ochoty na spotkanie z fotografem, jednak musiała jakoś znieść jego obecność. Spojrzała na Maksa, jego twarz była ściągnięta z gniewu. Kobieta powoli się do niego zbliżyła, chwilę potem wtuliła się w jego plecy.
- Czego chcesz? - warknął biznesmen, gdy jego kuzyn był kilka metrów od niego.
-Nie przyszedłem do ciebie, chcę pogadać z Lenką.
Dziewczyna uniosła dumnie podbródek.
- Ale ja nie chce, mam na głowie teraz coś innego.
- Właśnie widzę, całe metr dziewięćdziesiąt żywej wagi - zaśmiał się ironicznie.
- Maks i ja musimy ogarnąć przygotowania do ślubu - z satysfakcją patrzyła jak twarz Karola blednie ze złości.
Kobieta czuła, że wszystkie mięśnie ukochanego są napięte. Nie ufał kuzynowi, a Lena nawet mu się nie dziwiła. Odwróciła się tyłem do fotografa, wpadając w ramiona Devere. Mężczyna zamknął ją w silnym uścisku i uważnie obserwował każdy ruch nieproszonego gościa.
- Jeszcze zobaczymy czy wasza historia zakończ się happy endem - rzucił odchodząc.
***
Dziewięć miesięcy później...
- Maks! Zlituj się nade mną i idź ubierz Antosia! - Lena wpadła jak tornado do salonu i obrzuciła narzeczonego zirytowanym spojrzeniem.
Devere siedział po uszy zakopany w zabawkach, szukając kluczyków od samochodu. Wychylił głowę, słysząc energiczne tupanie stopy w podłogę. Napotkał tnący jak brzytwa wzrok przyszłej małżonki.
- Kluczyki... - jęknał.
Uniosła jedną brew i wyszła z pokoju. Chwilę potem wróciła, trzymając je w dłoni.
- Idź ubierz małego - wyrzuciła to z siebie najspokojnieszym głosem na jaki potrafiła się zdobyć.
Mężczynza wyminął ją i pognał na górę do syna. Maluch leżał w łóżeczku lekko przysypiając.
- Cześć stary - pogłaskał go po czole.
Chłopiec obrzucił uważnym spojrzeniem ojca i ściągnął brwi. Skupił wzrok w jednym miejscu, a chwilę potem wokół jego pampersa zaczęły unosić się niebezpieczne zapachy. Devere błagalnym głosem przywołał Lenę i poprosił by zrobiła coś z tą śmierdzącą sprawą.
Kobieta pokręciłą głową i zabrała się za przwijanie synka. Maks był czułym i troskliwym ojcem, ale ostatnio widać było, że jest już zmęczony. Oni wszyscy są zmęczeni. Planowanie chrzcin i ślubu to niemałe wyzwanie, tym bardziej gdy ma się na głowie dwójkę dzieci - narzeczonego i syna.
Lena postanowiła sama ubrać chłopczyka, widziała, że zanim Maks zabrałby się do tego jak trzeba minęłaby wieczność. Z maluchem na rękach weszła do salonu. Na sofie siedziała Miszka ścikając desperacko dłoń biznesmena.
- Czego ona chce?! - wnuczka Leandrów wyrzuciła z siebie obrzucając rywalkę groźnym spojrzeniem.
- Miszka, przepraszam na moment - Maks skierował się w stronę ukochanej, wyporwadzając ją z salonu.
- Nie pamiętasz jak namieszła między nami tuż przed porodem?! Jak próbowała wskoczyć ci do łóżka, gdy ja leżałam rodząc twojego syna?! Nie pamiętasz tego, że chciała mnie zabić?! Nie pamiętasz?!