Tańcząca w ciemnościach - Rozdział 30
Minęło kilka godzin zanim Luck i John, dwaj bracia, którzy włamali się do Maksa, opowiedzieli mu jak trafili na gościa o imieniu Paweł. Były chłopak Leny zaproponował im pracę, która odmieni raz na zawsze ich ubogie życie. Zgodzili się, mieli dość bytowania w brudzie. Na początku rozwozili tylko niektóre osoby, nie wiedząc w jakim celu udają się oni tam czy tam. Potem, gdy nie było odwrotu musieli kraść, a nieraz i zabijać by chronić siebie.
Temat Leny nie był tak bogaty w informacje. Wiedzieli tylko, że ich szef ma na jej punkcie obsesję.
- Dlaczego mi to wszystko mówicie?
- Nie mam pojęcia - Luck pokręcił bezradnie głową.
Siedzieli chwilę w milczeniu, wymienając spojrzenia. Czuli, że mogą sobie nawzajem pomóc, ale żaden z nich nie miał odwagi tego zaproponować.Devere spuścił głowę, rozcierając skronie. Bał się, że może popełnić jakiś błąd i ufając tym gościom jeszcze sobie zaszkodzi. Jednak musiał dowiedzieć się kim jest koleś, który pociągał za wszystkie sznurki.
- Pomożemy ci - Jonh przerwał ciszę. - Dowiesz się kto poluje na twoją dziewczynkę, obiecuję.
- Jaką mam pewność, że mnie nie wystawicie?
- Jeśli obiecasz, że pomożesz nam wyrwać się z tego gówna to zrobimy dla ciebie wszystko - spojrzał błagalnie w jego oczy. - Błagam, jesteś naszą ostatnią deską ratunku.
Maks odchrząknął i skierował się w stronę drzwi, zamykając je za sobą rzucił, że pomyśli nad tym. Wziął szybki prysznic, przebrał się. Gdy opuszczał mieszkanie już świtało, świat powoli zaczynał się budzić. Musiał spotkać się z Miszką. Ona jedyna mogła wkręcić go w cały ten bałagan. Chcociaż nie miał pewności czy uda mu się wyjść z tego cało, musiał spróbować. Nie miał zamiaru siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż ktoś zabierze mu jego jedyny skarb.
Ubrany w garnitur, który idealnie podkreślał umieśnioną sylwetkę, przekroczył próg tajnego miejsca badań. Nikt nie rozpoznał w nim faceta, który niedawno zabrał stąd Lenę. Wszyscy byli nim zaciekawieni, szczególnie ta damska część obserwatorów.
Rzucały w jego stronę wymowne spojrzenia i niby przypadkiem dotykały jego dłoni. Przyjemnie połechtało to dumę mężczyzny. Nie mówiąc nic obrzucał je udawanie znudzonym spojrzeniem.
- Szukam mojej przyjaciółki, Miszki. Gdzie ją znajdę? - podszedł do niewysokiej blondynki i oplótł wokół palca pasmo złotych włosów.
- Hmm... yyy... - zwilżyła językiem usta. - Siedzi w gabinecie za tamtymi drzwiami - wskazała palcem.
Devere podziękował skinieniem głowy i ruszył we wskazanym kierunku. Ciskały nim różne uczucia, jednak najsilniejszy był strach. Bał się, że pomyli się gdzieś i straci kobietę, na której mu tak zależało. Wchodząc do pomieszczenia, gdzie siedziała Miszka poczuł ogromną gulę w gardle. Chciał, żeby ten koszmar w końcu się skończył.
- Maks! - uśmiechnęła się na jego widok. - Co cię do mnie sprowadza? - mówiąc to wstała i mocno go przytuliła.
- To dość delikatna sprawa, możemy załatwić to gdzieś indziej - rozejrzał się po pomieszczeniu. - Wiesz, ściany mają uszy.
***
- Czy ja do końca dobrze rozumiem, chcesz wkręcić się w ten sam syf, w który wpakowali się John i Luck? - Azjatka była biała jak kreda, co jeszcze bardziej podkreśliło czarne niczym węgiel oczy.
- Tylko na czas, póki nie dowiem się kto dokładnie stoi za porwaniem Leny. Chłopaki powiedzieli mi, że ten koleś ma bzika na jej punkcie. Miszka... - złapał jej dłoń. - Zrozum, muszę chronić ją i moje dziecko. Nie chcę ich znów stracić, zabiłoby mnie to.
Kobieta wpatrując się w niego, kiwnęła powoli głową. Bała się o przyjeciela, tylko jego miała na tym zakichanym świecie. Chciała mu pomóc, bo wiedziała ile znaczy dla niego Lena. Wiele by oddała, żeby to ją kochał tak bardzo. Jednak jej przyszło ciągle zmagać się z miłością do niewłaściwych mężczyzn. Taki widocznie miał być jej parszywy los.
- Zróbmy to! - mocniej ścisnęła jego palce.