Tańcząca w ciemnościach - Rozdział 28
- Miszka, nie... - odsunął się od niej. - Przepraszam...
Wyszedł z kabiny, okrywając swoje ciało ręcznikiem. Pokręcił głową i opuścił pomieszczenie, udając się do sypialni. Położył zmęczone ciało na łóżku i czuł jak napięcie, które nagromadziło się w nim przez ostatnie dni, powoli ulatuje. Chwilę potem rozległ się trzask zamykanych drzwi frontowych.
Devere miał niemały mętlik w głowie. Wydawało mu się, że Miszka nigdy nie zażąda czegoś takiego od niego. Doszedł do wniosku, że chciała mu odpłacić się za tamtą sytuajcę u niego w biurze. Przekręcając się na lewy bok sięgnął po telefon i wybrał numer do szpitala. Musiał upewnić się, że wszystko w porządku - inaczej nie zmrużyłby oka. Zsuwając z siebie ręcznik, całkiem nago położył się na chłodnym łóżku. Prawie, że od razu zapadł w głęboki sen.
***
Kilka dni później...
Maks spędził cały ranek w szpitalu, czekając aż ukochana w końcu otworzy oczy. Nie mógł się doczekać tego, a czas teraz jeszcze dłużył się w nieskończoność. Znał na pamięć każdą rysę jej twarzy, jednak chyba nigdy nie znudzi mu się patrzenie na Lenę. Była jego ideałem, jego najcenniejszym skarbem. Przez tyle lat dzielił się nią z innymi, teraz zamierzał być trochę egoistą. W końcu każdy musi poczuć na własnej skórze jak to jest.
Zamyślony wpatrywał się w widok za oknem. Do jego uszu dobiegł jakiś szmer, gwałtwonie obrócił głowę. Ręka dziewczyny wolno przesuwała się po materiale, a jej usta rozchyliły się. Szybkim krokiem podszedł do łóżka i ujął jej palce. Mamrotała coś niezrouzmiałego pod nosem, a jej puls gwałtownie przyspieszył.
- Lekarza! - Maks wybiegł z sali. - Lena ! Ona obudziła się!
Panikował na środku korytarza. Do pokoju dziewczyny zbiegło się kilka pielęgniarek wraz z facetem w lekarskim uniformie. Maksa siłą wypchęli ze sterylnego pomieszczenia, wprawiając tym mężczyznę w mały stan irytacji. Chodził w lewo i w prawo, a za każdym razem gdy miajał drzwi wyczekująco w nie spoglądał.
W końcu uchyliły się i stanąła w nich nieduża pulchna kobieta. Uśmiechnęła się widząc minę Devere, gestem zaprosiła go do środka. Lena rozmawiała z doktorem. Wyglądała tak jak, gdy budziła się w jego ramionach z sennymi oczami i uśmiechem na ustach. Maks zbliżył się do niej, ujmując jej dłoń. Spojrzał niepewnie w jej oczy. Była w nich cała miłość, która się tylko umocniła przez te wszystkie lata. A tak bardzo bał się, że jej tam nie odnajdzie. Przypomniał sobie słowa dziewczyny, gdy tuż po postrzale szeptała coś w jego ramionach. Wtedy nie zwrócił uwagi na jej słowa, teraz poznał ich znaczenie.
Szeroko się uśmiechając musnął wargami jej usta.
- Jak sie czujesz? - zapytał, gdy lekarz opuścił pokój.
- Hmm... Całkiem dobrze jak na kogoś kto zarobił kulkę w mostek i przespał kilka dni - oboje się roześmiali. - Tęskniłam za twoim dotykiem.
Mężczynza ostrożnie usiadł na brzegu łóżka, dotykajac brzucha. Patrząc w jej tęczówki wyznał jej jeszcze raz co czuje. Oboje nie kryli wzruszenia. Pragnęli tylko jednego - znów znaleźć się sam na sam w jego pokoju. Rozmawiali jeszcze kilka minut, a potem do sali wpadła ta sama pulchna pielęgniarka, która pozowliła Maksowi wejść do Leny. Teraz miała zaciśnięty wyraz twarzy i złowrogie spojrzenie. Devere bez sprzeciwu opuścił pomieszczenie, gdy pielęgniarka prawie, że wykrzyczała mu to do ucha.
Opuszczając budynek zauważył kręcącą się w pobliżu zdenerwowaną Miszkę. Podszedł do niej i chwytając jej szczupły podbródek w dłonie pytająco spojrzał w jej oczy. Przygryzła dolną wargę, chcąc powstrzymać się od płaczu. Jednak nie wytrzymała, cała zalana łzami wtuliła się w szeroki tors przyjaciela.
- Cśśś - głaskał ją po głowie. - Już dobrze...
Nie wiedział ile czasu tak stali, w końcu azjatka uspokoiła się i niepewnie spojrzała w oczy mężczyzny.
- Co się stało?
- To wszystko mnie przerasta... - znów zaniosła się płaczem.
Zagarnął jej drobne ciało do samochodu i zawiózł do siebie. W drodze urywała w połowie każdego zdania, zanosząc się płaczem.
Whisky pomogła jej się uspokoić. Mimo tego zaczęła mówić dopiero, gdy opróżniła trzecią porcję.
- Maks... Oni ... - dwie łzy stoczyły się po jej policzkach, Devere podszedł do niej. Przytulając, dodał jej otuchy. - Oni zabili rodziców Leny! Rozumiesz?! Zabili ich...