Już to zdjęcie tutaj było, dopóki nie postanowiłam go usunąć wraz z pozostałą setką zdjęć na tym blogu.
I w dalszym ciągu ten kosmyk włosów na moim czole zakłóca moje poczucie estetyki. Ale mam do tej fotki syntement, bo przypomina te beztroskie lata gimnazjum, jak to wszystko było dziecinnie proste i jak wtedy miło spędziłam 2 tygodnie w górach z moją siostrą. Jaka byłam piękna i młoda i głupia...Teraz pozostało tylko "i głupia" :D
Jakie to cudowne uczucie budzić się rano w drewnianej małej chatce i mieć widok z okna na niepowtarzalny wschód słońca, które wychodzi zza gór. Codziennie wyruszać na dłuuugie spacery. Taplać się w orzeźwiającym strumyku po długiej wędrówce...Położyć się na kwiecistej łące, nie przejmować się kompletnie niczym.
Ach, rozmarzyłam się. Ale to mówi samo przez się. Gór chcę! Gór mi trzeba!
I może będę miała okazję w końcu odwiedzić...niekoniecznie polskie. ;)
Tak, Trzeba zrobić krok na przód a w moim wypadku po ukończeniu szkoly będzie to wyjazd do Szkocji albo do Angli. Jeszcze nie wiem gdzie wyląduję i na ile, ale gdzieś napewno. :) Jednak mam cichą nadzieję, że wypadnie na Szkocję. Bo już dłuższy czas mnie tam wyczekują. Siostrę już odwiedziłam w Holandii to teraz czas na bracisza z małym Frankiem. :) No i czas na poznanie jakichś przystojnych facetów w kiltach.
I moje ukochane ciasteczka shortbread! Scotch whisky! I góry! I morze! Wszystko pod ręką. Istny raj dla mojej duszy.:D
(A wiecie, że ja nigdy nie byłam jeszcze nad morzem? Nawet tym naszym polskim, zasyfionym?)
No ale dość bujania w obłokach. Jeszcze jestem w szarej, brzydkiej Dąbrowie, na siódmym piętrze, w swoim artystycznym nieładzie i kończę pisać tą notkę bo muszę iść sprzątać gdyż krzyczą, że jakieś święta się zbliżają, których i tak nie obchodzę.
Trzymajcie się miśki. Muah!