Pierwszy próg gitary klasycznej. Nie mojej, gdzieś z neta to wygrzebałem xD
W końcu zrozumiałem jak różne wydarzenia z przeszłości są w stanie bardzo wpłynąć na naszą przyszłość. W jednej bardzo ciekawej książce (i jej ekranizacji) padają bardzo mądre słowa skłaniające do refleksji "To co teraz widzisz, to nie to jaki jesteś, tylko jakim byłeś". Po chwili zastanowienia mignęło mi kilka chwil z życia:
W 3. podstawówce kolega na wigilię zagrał Jingle Bells na Keybordzie. Też chciałem grać na jakimś instrumencie więc poznałem nauczyciela mojego kumpla i wkrótce zacząłem pobierać lekcje gry na gitarze.
Bardzo mi się podobało, ale tak naprawdę cała zabawa zaczęła sie w chwili gdy wujek zagrał mi jeden z najprostszych, ale najbardziej znanych riffów. Zgadniecie? Riff, od którego wszystko sie zaczeło (nie tylko w moim przypadku): Smoke On The Water. Od tej chwili tylko ROCK!
I powoli, powoli się rozwijał we mnie ten rockowy bunt, na przekrów falom techno i rapu. A skończyło się na tym, że teraz noszę glany, słucham wszystkiego, co większość dzisiejszych nastolatków określiła by dzisiaj jako coś, czego się słuchać nie da, a moja dziewczyna ma długi gryf, 6 strun i czasami trzy przetworniki z kabelkiem.
Dziewczyna... hmm, może trochę mocne słowo. Może nieodpowiednie. Chyba najlepsza przyjaciółka brzi lepiej, bardziej oddaje to, co z gitarą mnie wiąże. Może się powtarzam, ale to z Nią spędziłem wiele radosnych i smutnych chwil, ona potrafi mnie pocieszyć gdy naprawdę źle się czuję, zawsze mnie wysłucha, nigdy nie zezwie. Zawsze jak jestem sam, z Gitarą zawsze mogę porozmawiać i zawsze usłyszę to, co chcę usłyszeć. Piękny dźwięk strun. Czy to czysty, czy przesterowany...
Heh, jutro dzień wolny od szkoły, kilka propozycji spędzenia wolnego czasu jest. Jak wszystkie się okażą do bani - co zrobi Piotrek? Wróci do domu, usiądzie na łóżku, złapie gitarę i zacznie grać.
Peace, Love & Rock 'N Roll =)