Teraz już widzi. Teraz już, mimo zapłakanych oczu, widzi. Potrafi coraz głębiej dostrzec piętrzące się w niej zło. Ona nigdy nie była Aniołem. Używała najdelikatniejszych tkanin, by otulić nimi swoją prawdę. Skrywała w oczach niepokój i lęk przed ludzkością. Tak strasznie trudno było jej znosić szybko, ale pięknie, zadawany ból.
Celował w jej płuca, godząc ostrzem. Nim zdążyła zacisnąć powieki, na swoją zdobycz obrał serce. W jednej chwili zabrał jej wszystko, poczynając od bezpieczeństwa, jakie sam dał, po ostatnie krople krwi, które strużkami płynęły, kolorując jej ciało na najpiękniejszy kolor. Kolor czerwieni.
Teraz już nic nie widzi. Teraz już jej oczy nigdy nic nie zobaczą. Ujął jej martwe ciało i otulił. Ucałował, piętnując bladą skórę swym okrucieństwem, noszonym na ustach. To tylko ona. Przecież nie była czymś znaczącym.