Siedzę na parapecie, słońce pięknie zachodzi i zakładam ostatnie filmy, których prawdopodobnie nie zdążę wykorzystać na Ciebie. Rozmawiamy przez telefon, długo i męcząco ( -...bo Ty się boisz, że będzie dobrze. - boję się, że będzie... nijak ) i nie odpowiadasz na żadne z pytań, które postawiłam. Może to i lepiej, bo z pewnością usłyszałabym, że sama sobie szukam problemów, że nie potrafię cieszyć się tym co mam i że wymyślam, że niewiadomoco. Znam to na pamięć i nie wybiegam dalej w przyszłość, bo wiem, że przyjemne uczucia szybko się kończą, albo przestają być przyjemne.
I może wcale nie byłam do tej pory desperatką w Twoich ramionach, może nie nadgryzałam z nich życia tylko delektowałam się nim, może to nie żałosne że takimi kategoriami myślę o sobie. Bo uczę się określać słowami te wszystkie słabości ( do Ciebie ) , tęsknot ( o Tobie ) i pragnień ( z Tobą ). Może to nie... Może lepiej jak skoczę po czekoladę by poziom endorfin się ustabilizował, bo choć znam też inne źródło endogennej morfiny ta nie jest w zasięgu ręki, ale tylko w zasięgu myśli. Tak, to też o Tobie.