Wstęp cz II
To straszna choroba. Ale dla niej była darem. Nic nie czuła. Nie czuła miłości, smutku, bólu. Zamknęła się w swoim świecie, nowym świecie, który skupiony był wokół jedzenia, a raczej unikania go.
Z początku jej przyjaciele odzywali się do niej. Przychodzili po nią, lecz ona ich olewała. Nie odbierała telefonów, nie otwierała drzwi. Odizolowała się. Była sama we własnym szczęśliwym świecie. Jedna jej przeszkodą byli jej rodzice, którzy chcieli by wyzdrowiała. Nie mogli patrzeć na jej wychudzone ciało. Nie mogli patrzeć jak ich córka sama powoli się zabija.
Długo walczyli z nią, o to by przytyła i się wyleczyła z tego. Lecz ta udawała tylko poprawę.
Każdego ranka ważyła ją mama. Ona musiała coś robić by nie pozwolić, by mama kazała jej więcej jeść. Wstawała więc jeszcze przed mama i wypijała pierw 0,5 litra wody, potem się to z czasem zwiększało, aż doszło do tego, że przed ważeniem wypijała 4 litry wody. Coś strasznego. Ale nie miała wyjścia. Z czasem zawsze jej sztuczki wychodziły na jaw, po czym były kłótnie z rodzicami, postanowienie poprawy i z powrotem sztuczki. Aż w końcu jej rodzice zabrali ją do pani psychiatry do stolicy. Obiecali, że jadą tylko na rozmowę. No i pojechali. Psychiatra zaczęła jej wmawiać , że sama z tej choroby nie wyjdzie, że umrze jeśli ona jej nie pomoże. Amelia upierała się, że sama sobie poradzi, że da radę sama wyjść z anoreksji. Lecz baba jej nadal ględziła, że nie ma szans.