Mam dosyć.
Mam dosyć pomiatania mną, dziwnych spojrzeń i plot. To się robi nudne. Olewałam to cały czas, ale naprawdę taka bezczynność jest męcząca. Nie mogę być sobą, bo od razu komuś to nie pasuje. Nie lubię się kłócić, wręcz nie potrafię, więc siedzę cicho i się nie odzywam. Nie wiem czy to słuszna postawa, ale tak mam spokojne życie. Jednakże, kiedy przychodzi do chwili kiedy muszę zabrać głos, już nie jest tak miło. Bardzo szybko się denerwuję, załamuję, a wtedy mimo woli płaczę. Możnaby powiedzieć, że samymi oczami. Z jednej strony nie lubię się wyhylać, z drugiej uwielbiam istnieć w tłumie, wyróżniać się czymś, ale pozytywnie. Kiedyś miałam w sobie więcej energii, więcej silnej woli. Kiedy coś nie udawało mi się przy większej ilości osób, nie przejmowałam się tym, nie chowałam się w kącie, a wręcz przeciwnie. Starałam się pokazać z jak najlepszej strony po raz kolejny. A teraz? Nie wiem czy cokolwiek się zmieniło. Ale czuję się mniej pewna siebie, kiedy dochodzi do momentu, w którym grupa ludzi o odmiennych przekonaniach niż moje zaczyna ze mną walczyć. To straszne.
Nie wiem czemu ludzie mnie nienawidzą. A zazwyczaj są to osoby, które nie wiedzą o mnie za dużo. Może przeszkadza im mój wygląd? Może mam niesympatyczną twarz? Nie wiem.