Ha bo się wybrała Mateńka do szkoły. Dziecku butle w pyszczek wsadziła, otuliła, i z rana popędziła do szkoły. Zdobywać wiedzę. :)
Myślałam, że będę się bała. Że otoczą mnie starzy ludzie i zagubię się w tym wszystkim. I zostałam zaskoczona. Zero strachu, ludzie nie tacy starzy jakich oczekiwałam (no z wyjątkiem pana pracującego na pogotowiu w Szprotawie który ma na oko 50 lat). Wogóle nie czuć, że są tam osoby dwa razy starsze ode mnie. Zachowują się jak gówniarze i czasami mam wrażenie, że to ja jestem najstarsza z nich wszystkich.
Lekcje pierwszego dnia - uuu ostro poszli. Poza polskim bo tylko dużo pisaliśmy, a ogólnie było znośnie. Matma nie taka zła, Hylakowa stara się tłumaczyć, być miła i uśmiechnięta (narazie jej wychodzi). Za to funkcjonowanie - powiesić się. Nie dość, że uczy mnie tego Mucha to jeszcze tyle wymaga i jest tak pieprznięta, iż nikt z nią rozmawiać nie chce prawie na lekcji to ta szuka wzrokiem osoby chętnej na pogawędkę i 2 razy nawet padło na mnie! Wybrnęłam jakoś, odpowiedziałam co mi do głowy przyszło i jakoś żyje.
Podsumowując krótko -jest fajnie. Tylko nie widzi mi się to, że zdam. Po pierwsze brak czasu na nauke w domu, po drugie nie mam ochoty siedzieć przy książkach. Za dużo wymagają. Zdecydowanie.
Wspominałam już że nienawidzę mężczyzn? Nie mogę znieść ich towarzystwa. Bart mnie ostatnio dotknął a ja jakby mi ktos w twarz chlasnął. Nie panuje nad tym. Zagnieździło mi się gdzieś w mózgu, aby nie tolerować płci przeciwnej i koniec. Boże .... jak ja syna wychowam z takim nastawieniem do życia?