Wiedziała, że nikt już jej nie potrzebuje. Odeszła w cień. Całe dnie spędzała leżąc i słuchając muzyki lub marząc, o tym jak słonecznie było w jej życiu jeszcze pół roku temu. Przyjaciele..? Już jej nie potrzebują. Miłość ? Zaczęła się śmiać, gdy usłyszała to słowo. Liczył się tylko sen. Odeszła od Nich, bo uznała, że tak będzie dla wszystkich najlepiej. Od paru tygodni w jej głowie rodził się nowy pomysł. Skoro nikt jej już nie potrzebuje...nawet rodzina, która wbrew pozorom nie była taka wspaniała, jak myśleli wszyscy wokół...to po co Ona ma w ogóle istnieć ? Jaki sens jest tego wiecznego cierpienia ? Problemy ..? Ciągle je komuś sprawia. Rodzicom,przyjaciołom,Jemu. Odeszła od Nich wszystkich. Kolejnym etapem było odejście...od samej siebie. Odejście z tego syfu, jakim jest Ziemia. Wszystko opracowała perfekcyjnie. W końcu miała całe miesiące,dnie,minuty...aby wymyślić plan idealny dotyczący samounicestwienia.
Po dokładnie sześciu miesiącach odkąd odizolowała się od otoczenia nastąpił Dzień Oczekiwany. Odwiedziła babcię, schorowaną kobietę mającą cukrzycę oraz nadciśnienie. Gdy babcia wyszła z kuchni, Ona w momencie sięgnęła do szafki z lekami. Wyjęła dwie odpowiednie paczki, po czym schowała do torebki. Pożegnała się z babcią wiedząc, że widzi Ją ostatni raz. Biedaczka, nie podejrzewała co stanie się wieczorem. Nastapił wieczór. Dokładnie przejrzała archiwum rozmów, które odbywały sie pół roku temu. Zanim dała wszystkim od siebie odpocząć. Była inna. Radosna, szczęśliwa. On Ją zniszczył. Bez wątpienia. Gdy pożegnała się ze swoimi przyjaciółmi - choć nie osobiście, tylko we własnych myślach, w schorowanym, ponurym umyśle - zeszła na dół. Popatrzała na swoich rodziców - nieświadomych, oglądających telewizję. Popatrzała i się zasmuciła. "Boże, oni w ogóle mnie nie znają. Nie wiedzą jaka jestem. Co czuję. Jaki mrok mnie opętał te pół roku temu...". Pożegnała się z nimi w taki sam sposób, jak z przyjaciółmi - w umyśle.
Będąc w łazience z butelką uprzednio zakupionej wódki - ulubionej, tej po której tak odbijało jej na każdej imprezie - wyciągnęła tabletki. Rozłożyła wszystko na podłodze i uśmiechnęła się. Wiedziała, że nikt nie będzie za nią płakał. Razem trzydzieści tabletek. Pół litra wódki. Wystarczy. Połknęła pierwszą. Gorycz alkoholu paliła jej wnętrze. Paliła również jej umysł. Z każdym łykiem wódki, z każdą tabletką przypominała sobie najpiękniejsze chwile swojego życia. Dzieciństwo, pierwsze miłości, przygody z przyjaciółmi. Wraz z wódką połykała słone łzy, pełne gorzkich wspomnień. Przy ostatniej tabletce zaczęła się panicznie śmiać. Wiedziała, że umiera. Coś w środku krzyczało, że to co robi nie jest tym, co powinna zrobić. Jak to nie powinna ? Powinna żyć. Żyć ? Po co ? I tak nikt jej nie kochał... Kochają Cię ! Wszyscy, którzy powinni ! Rodzice ! Przyjaciele ! To ty od nich odeszłaś ! Nie chciałaś pomocy ! Odrzuciłaś ich ! A on ..?! On nie jest tego wart ! Słyszysz ?! Zaczęła się zastanawiać nad tym, czy dobrze robi. Znów ten głos w środku mówił, aby się odcknęła. Aby zaczęła wołać o pomoc. Ale było już za późno...A ona zaczynała zasypiać..."I tak nikt nie będzie płakał..."-pomyślała. Po czym zasnęła i zobaczyła Anioła otwierającego przed Nią bramę do Raju.
K.
Inni zdjęcia: 27 / 06 / 25 xheroineemogirlxRusałka Admirał :) halinamNiema wody na pustyni bluebird11.. fuckit2296Słonecznik suchy1906P. wanderwar:) nacka89cwaStolik acegJa patki91gd;) patki91gd