you know what? fuck off..
a prawda jest taka, że nigdzie nie można już liczyć na wsparcie. wszędzie dwulicowość, pozerstwo, pycha, zazdrość, nienawiść, zarozumiałość, cwaniactwo, kłamstwo, obłuda, agresja, oszustwo, nietolerancyjność, brak szacunku, chamstwo, egoizm, obelgi i inne całe to pierdolenie.
tak, zrobię sobie na pochwie podobiznę Jezusa, a na pośladku Maryii. i co?
będę chciała się pociąć, to się potnę,
będę chciała się zaćpać, to się zaćpam,
będę chciała się najebać, to się najebię,
będę chciała się zeszmacić, to się zeszmacę.
i chuj komu do tego. mogę zrobić sobie na czole penisa, krzyż, klamkę, czy zajebanego jednorożca, to mnie boli, to ja będę się w przyszłości wstydziła blizn, to ja będę się tłumaczyła, gdy zajdzie taka potrzeba.
nikt nie wie, ile przeszłam, jak wyglądam, jak się czuję, zachowuję. nikt nie ma prawa mnie oceniać i mówić co i jak mam robić.
to jedyne miejsce, gdzie mogłam znaleźć trochę wyrozumiałości, wsparcia, pocieszenia, ale kogo to obchodzi, nie? w kupie raźniej, prawda? oszczędźcie sobie komentarzy. po co wchodzić, komentować, podnosić sobie i mi ciśnienie? nikt nie każe wchodzić, czytać, klikać 'fajne' .. to nie jest mi potrzebna. dodaję tu notki, dlatego, że nie mam co ze sobą zrobić, kiedy mam podły humor. nie mam komu powiedzieć jak się czuję, co mi leży na sercu, co zrobiłam, co zrobię. wolę napisać tu jak źle się czuję i wyładować się, niż klęczeć godzinę przy kiblu wymiotując, bo za dużo zjadłam, czy tnąc się, bo sobie nie radzę. dziękuję, pozdrawiam, życzę milego dnia.
i mam maksymalnie wyjebane w to, czy powiedzą, że to fajne.