Do atrakcji, które napadają na mnie tłumnie ostatnimi czasy (jak dobrze bym się przed nimi nie chowała, małe skurwysyny) doszedł ten oto cudowny fakt:
Na studiach stacjonarnych, na które przyjęto mnie w lipcu, nie utworzono jednak trybu stacjonarnego (a to ci peszek).
Tym oto sposobem stałam się studentem zaocznym i wysoce wykwalifikowanym bezrobotnym.
Boże, chroń system. Przyda mu się ochrona, jak już znajdę pracę i wygospodaruję wolny czas.
Tyle na dzisiaj. Udręczony kłąb wary cukrowej, który na pół etatu robi mi za mózg poszedł spać godzinę temu. Czas iść w jego ślady. Dobranoc, dzieci.