ten szum w sluchawkach mnie wkurwia strasznie. wszystkie glosy to jakis pierdolony splot gowna, kleista papka wpierdalajaca sie do mojej glowy. chorobliwy gniew rozsadza mnie od srodka, wrzeszcze i wale w klawiature, chce umrzec, komputer sie zacina, chce umrzec. listki po licznych opakowaniach tabletek psychotropowych, przeciwdepresyjnych, przeciwpsychotycznych, przeciwautystycznych, przeciwlękowych chowam w kieszeniach kurtek, przytulam je do siebie, jak kiedys misie moje w dziecinstwie. to smutne, jak zmienia sie swiatopoglad. smutne, ze wszystko jest ulotne. ostatnio znalazlam zdechlego motyla. ma zlaczone skrzydelka, boje sie je rozplesc, zeby go nie pokruszyc. i lezy tak w stercie moich mysli, zakurzony i smutny, jakby czul to samo co ja. udawanie usmiechu to jak posadzic sztuczne kwiatki w ogrodku. niby ladnie ale to szajs tak naprawde. dotykaz ich i uswiadamiasz sobie, ze sa niczym. podloga kryje w sobie smak mojej krwi, zachnieta hemobglobina pod moimi stopami. niszczac siebie, niszcze tez wszystko, co mam, niszcze innych i zniszczylam cos, co moglo stac sie wazne. moglo mnie zmienic. moglabym byc soba wtedy. moglabym miec przyjaciela, tego o ktorym marzylam, dzwonic do niego o trzeciej w nocy i slyszec kojacy, niski, spokojny glos, by chwile po nacisnieciu czerwonej sluchawki moc zapasc w dawno nie przezyty spokojny sen, chocby na marne 4 godziny. nie znam cie za dobrze, a tesknie a tesknie tesknie tesknie a ty tego nigdy nie zobaczysz, bo odpuszcze, choc nie pogodze sie z tym, bo mam zespol dda i jedyne czego sie boje to odrzucenia. moglabym zrobic wszystko, przysiegam. ale odejde, by juz nikogo nie zranic, nikogo nie nieuszczesliwic. przepraszam, moje siostrzyczki. przepraszam fifi. przepraszam gabrys. przepraszam kubus. asentra na zdjeciu zostala wyplukana z organizmu, szukam w zylach chlorprothixenu zentivy, wiec wyrywam szpitalne kabelki i wracam wczesnym rankiem do domu. jedyna moja rozrywka jest czytanie karty historii choroby, gdzie pani psycholog pisze wyniki z testow psychologicznych: schizofrenia paranoidalna, zaburzenia psychiczne schizofreniczne. a pani psychiatra obgryza paznokcie i wypisuje recepty, stara sie patrzec kojaco i obie z mama uzgadniaja msciwie, bo chca mnie zajebac juz teraz kurwa wlasnie, mowia miedzy soba ze niepotrzebna mi terapia, a ja nie krzycze, nie protestuje, patrze za okno i mysle, jak prosic o leki nasenne. jedyne co umiem to niszczyc, destrukcja jako budulec komorek mojego ciala. nie chce tego nie chce, zabierzcie ich ode mnie, wszystko, chce tylko tego przyjaciela. mojego przyjaciela. tego co gra w gry i ma spokojny, niski glos. nie przyjdzie, a ja nie napisze nawet listu pozegnalnego do siostrzyczek. bo bede nadal, tak jak sen marysi o tym ze ciagle bylam przy nich, zbiorowa choroba psychiczna.