Była z nami Ewa. Ewa, znaczy życie.
Lecz szczęście to coś, czego nie znała należycie.
Przez wewnętrzną presję zapadła w depresję.
Lubiła z lekarza żartować, lecz nie dało się jej uratować.
Mówiła, że wyjdzie na błonie i będzie hodować słonie.
Była na wegetariańskiej diecie, najzdrowszej na świecie!
Kuchnia szpitalna z piwnicznych kotów bez żadnych większych kłopotów.
Miała piękne dłonie i stopy, lecz jej wnętrze było pełne ropy.
Od leków wiecznie drżała jej tkanka mięśniowa stężała.
I powoli traciła wzrok przez wszechogarniający ją mrok.
Miała też piękne brązowe włosy, które drastycznie ścięła, jak dojrzałe kłosy.
Wiedziałem, że coś muszę, spytałem ją o duszę.
Jej wnętrze gównem, trocinami i śluzem, które we flakach osadzone luzem.
Nie pomogą nawet lekarza wąsy, silne leki i elektrowstrząsy.
Ewa bez zmian - stała, wypisana została.
Ewa była bardzo miła. Ewa się zabiła.