Łzy cisną Ci się do oczu...?
Jestem suchy i zimny, pozbawiony wilgotności, woda odparowała z mojego ciała.
Kryształki soli cisną się nieczule do oczu, drażnią, czuję jak przesuwają się tuż pod powieką.
I każdego chłodnego wieczora nie mogę znieść widoku mojego nagiego wychudzonego ciała,
które odbija się w kafelkach łazienki. Napawa mnie irracjonalnym lękiem. Przytyj.
I kilkulitrowy żel pod prysznic przelewany mozolnie do mniejszych buteleczek, słoiczków rozpadających się w okruszki.
Ukaranie zapachem, znienawidzonym zapachem konwalii. Trujące kwiaty, spróbuj, weź trochę na język, zasmakuj jadu.
Pamiętam, gdy w lesie zrywane były dla Niej, gdy jeszcze nie były pod taką ścisłą kontrolą.
Pamiętam włosy pozostające na zakrwawionym ostrzu, nie zapomnę. Nie zapomnę śladów na ciele.
Nie zapomnę dni wypełniających pamięć, nie zamiotę pod dywan wspomnień, nie wezmę ich na szufelkę i nie wyrzucę.
Nie mogę powiedzieć o nieprawidłowym funkcjonowaniu komórek, przystosowania do życia, zaniku jąderka świadomości.
Opowiedzieć mogę o białych liściach pozbawionych chlorofilu. O pragnieniach, niespełnionych potrzebach, marzeń przyszłych.
Plastydy zapadają się w sobie zawsze, i tworzą drugą, alternatywną tak bardzo rzeczywistość, zawsze.
Tylko chwycić bukiet kwiatów, paczkę papierosów, coś jeszcze..? Nie wiem. I pobiegnąć jak najdalej, tam, ale do których ramion?
Do których k_rwa ramion mam pobiec, gdzie mam znaleźć to. To. To. To. To. To. To. To. To. To. To. To. To. To. To. To. To. To.
Powtarzane słowa tracą swój wydźwięk, zbyt głośne dźwięki tracą w uszach, nie docierają, zatrzymują się w chrząstkach.
Bez snów, szukam drobinek Twojej ciemności biegnąc przez światło w moim mroku. Chcę.. Potrzebuję.. Chcę...
Chciałbym Cię po prostu zabrać na łąkę, na pole, na garaże, do drzewa, do parku, pod bloki, na tarasy, do lasu, na tory, na aleje..
Czy da się równocześnie iść i padać? I już nie chcę zabijać, spowijać krwią, czymkolwiek pokrywać, chcę wszystko takie jakie jest.
Nie chcę negować, niwelować, idealizować, urajać. Nie chcę nadawać sensów. Chcę znaleźć się tam, gdzie powinność
istnieć nie powinna. Chcę się znaleźć w miejscu, gdzie nie ma pytań. Niczego nie chcę, niczego nie potrzebuję, nie pragnę.
Matura. Kasztany. Ja czekam tylko na pąki kasztanowca przypominające mi zapachem cynamon. Ale tylko tutaj. Chcę kochać.
Nie potrafię już nigdy więcej zrywać kwiatów. Bez pustki, po prostu wyzwolony, wolny i spokojny. Bez ciągów, bez końców.
Zagiąć czasoprzestrzeń, o tak. Nagiąć mapę. Przybliżyć mi trochę morze, i góry, i Rosję bym mógł ćwiczyć cyrylicę, i żubry.
I póki pole jest brązowe i martwe, a drzewa śpią w swej nagości wziąć futro, buty i włosy, aparat z fotografką i zrobić zdjęcia.
Miłość. Doprowadza do aborcji, samobójstw, morderstw. Subtelna. Powoduje pobicia, podtrucia, gwałty. Czuła.
Sprawia, że zapadasz na nerwice, depresje, schizofrenie. Słodka. Ja nie mogę już tak żyć. Miłość.
Mam mówić o tym, pisać o tym? O naginaniu map, poszukiwaniu, nauce, nabieraniu doświadczenia, planach, utopijne sny tylko.
Marności pozbawione wartości. Bez oddechu potykam się o powietrze. Ochroń-obroń mnie jeszcze chwilkę.
Nie wstydźmy się kochać. Ucieknijmy z domu, pojedźmy na stopa, zamieszkajmy razem, zaróbmy na dom.
A ja poszukam sobie drugich ramion, by całkowicie się zaspokoić.
jestem niedopisana
padam na swoje kolana
chciałabym być kochana
spragniona wieczora
otulona paskiem
przykryta brzaskiem
dopisz mnie
tego chcę
podnieś mnie z kolan
nie pozwól mi skonać
nie dam się pokonać
(nie) pokochana
napojona mrokiem
nieskończona wzrokiem
szczelna ochroną
zakryta jutrzenką
nidopieszczona piosenką
nadwrażliwa
nieprawdziwa
urojona
skończona
dotknij mnie
chciałabym
lecz boję się
ochroń-obroń
delikatna
pójdę z płatka
subtelna
niewierna
ucieka do ramion
bez złudzeń i znamion
niedzielna
nie na podział
rozdziel wrzecionem
świadomość
kolejny rozdział
innym plemionem
wiadomość
z innych ust
innego świata
starty spust
dłonią przeplata
zagubiona
strącona
niezdecydowana
zmarnowana
mniemanie zbyt niskie
poczucie zbyt śliskie
by trwać
by wygrywać
beznamiętna
wyrzęta z uczuć
bez żadnych przeczuć
pamiętna
beznadziejna
płaskość kolejna
niewyrażenie
trwałe niespełnienie
chore marzenie
niespełnione cele
cynizm po przecenie
z sarkazmem na czele
dziwne pragnienia
to bez znaczenia
jestem niedopisana
padam na swoje kolana
chciałabym być kochana
ale ze mnie głupia krowa
pozostawiona bez słowa
przy życiu
w ukryciu
shuidakra pisała
ale zapomniała